Test: Aston Martin Vantage. Szukam magii na kole podbiegunowym (prawie)
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gdybym był agentem Jej Królewskiej Mości i dostał zadanie do wykonania na kole podbiegunowym, prawdopodobnie wystarczyłaby mi omega seamaster i aston martin vantage. Z braku omegi i koła podbiegunowego, musiałem ograniczyć się do vantage’a i zaśnieżonego Mazowsza, ale i tak była to jedna z najpiękniejszych misji, jakie mi się przytrafiły.
Aston Martin był dla mnie od zawsze jedną z magicznych marek – tych, których samochody otaczała jedyna w swoim rodzaju, mieniąca się wszystkimi najpiękniejszymi kolorami motoryzacji aura. To maszyny, którym wolno więcej. Mogą mieć pewne niedoskonałości, mogą być droższe, mogą właściwie wszystko – w końcu to Aston Martin. Sama obecność auta tej marki na ulicy to wydarzenie.
Od czasu, kiedy w mojej głowie narodził się ten obraz, minęło jednak trochę czasu, a w moje ręce trafiło wiele samochodów piekielnie mocnych, niebywale szybkich, wręcz egzotycznych. Tak się złożyło, że żaden z nich nie miał na masce ikonicznych skrzydeł Astona Martina. Teraz stanąłem twarzą w twarz z coupé z Gaydon, z kluczykami w ręku, uśmiechem rozcinającym moją twarz od ucha do ucha i... śniegiem po kolana. Pora zweryfikować tę magię.
Grill w mitycznym wręcz kształcie sprawia, że ten stosunkowo drobny sportowiec od razu określa swój rodowód. Nie pozostawia wątpliwości nawet na ułamek sekundy. Maska nie jest długa, ale i tak stanowi około 1/3 profilu Vantage’a. Perfekcyjnie narysowane linie czynią to auto niezwykle smukłym – linia okien nie jest wysoka, ale karoseria poniżej i tak nie jest wizualnie ciężka, bo od dołu jest lekko podcięta głębokim przetłoczeniem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wszystkie linie płynące po profilu ogniskują się z tyłu w linii świateł opływającej górną część vantage’a oraz w okazałym dyfuzorze. Tylne lampy są parafką producenta na tej karoserii. Podobnie jak z przodu niepodrabialny grill, stanowią one prosty, ale jednoznaczny podpis Astona Martina.
To wszystko składa się w kompozycję, którą Brytyjczycy opanowali do perfekcji. Vantage jest wytrawnie elegancki, ale nie pozostawia cienia wątpliwości w kwestii swojej sportowej natury. W tej odrobinie agresji nie jest jednak wulgarny.
Wsiadam do środka. Wita mnie tutaj zaskakująco prosty zestaw wskaźników. Są cyfrowe, ale Aston Martin nie poszedł drogą producentów, którzy roztaczają przed kierowcą całe konstelacje liczb i animacji. Chociaż zegary obudowane są wymyślnymi tubusami, nie kryją w sobie niczego skomplikowanego. Na tym etapie nie mogłem jeszcze tego wiedzieć, ale już ten niepozbawiony luksusu i drogich materiałów, a jednak prosty widok roztaczający się przed kierowcą, był zwiastunem tego, w jakim samochodzie właśnie się znalazłem.
Jedynym burzycielem tej harmonizującej ze sportem elegancji jest wodospad przycisków, który spływa na konsolę środkową od ekranu z – niestety – archaicznym infotainmentem znanym z mercedesów sprzed kilku lat. Klamrę rozwiązań dla wnętrza zaczerpniętych ze Stuttgartu zamyka gładzik umieszczony pod prawą ręką kierowcy.
Na szczęście pośrodku znajduje się uskrzydlony, kryształowy przycisk, który skutecznie odwraca uwagę od tego, co dzieje się dookoła niego. Właściwie – on jest w stanie odwrócić uwagę od całego świata i odwrotnie – przyciągnąć uwagę całego świata. To starter, który budzi do życia 4-litrowe V8.
Konstrukcja ta ma niemiecki rodowód, ale na szczycie rasowego serca stoi dumnie "hand built in GREAT BRITAIN", poniżej którego widnieje dopisek: "final inspection by Luke Wensley". Chociaż 510 KM odzywa się przed kierowcą, nie znaczy to, że silnik ten montowany jest na samym froncie. Dopiero po podniesieniu maski widać, jak bardzo cofnięty w stronę środka auta jest ten motor. Jednostka umieszczona jest centralnie z przodu, co w połączeniu ze skrzynią posadzoną z kolei w tylnej części auta, zapewnia vantage’owi dobre rozłożenie masy, o czym przekonam się już za chwilę.
Nieśmiało ruszam przed siebie. Śnieżna breja, która pokrywa asfalt ulic, wchodzi w polemikę na temat trakcji z ogromną mocą, generowaną przez widlastą ósemkę. Sprzymierzeńcem w tych negocjacjach są zimowe opony Pirelli i elektronika, którą normalnie określiłbym w tym aucie kagańcem. Tym razem jednak jestem skłonny spojrzeć na jej umiejętności bardziej przychylnie, bo szybko orientuję się, że tym razem coś, co z reguły zabija zabawę, jest moim sojusznikiem w procesie poznawania tego auta.
Początkowo moc mojego vantage’a, przenoszona z tylko delikatnie utemperowaną dzikością na tylną oś, nieco mnie onieśmiela, więc obchodzę się z nim ostrożnie. Dzięki temu mam chwilę, żeby nasycić się wszystkim, co najlepsze w tym wnętrzu – fantastyczną pozycją za kierownicą, dużymi łopatkami, świetnymi materiałami (nawet osłony przeciwsłoneczne są piękne – z chromowanymi zawiasami). Vantage syci kierowcę nawet swoim zapachem.
W tych warunkach wjeżdżam się w auto powoli, ale konsekwentnie ufam mu coraz bardziej. Ustawieniami silnika i zawieszenia steruje się z kierownicy osobno, dlatego można zapewnić sobie maksimum komfortu i minimum delikatności pod prawym pedałem. Kolejne na liście przyjemności są coraz mniej zachowawcze nastawy kontroli trakcji. W końcu zaczynam rozumieć, w jakim samochodzie siedzę.
To maszyna, którą najlepsi inżynierowie Astona Martina projektowali przy współpracy z najwybitniejszymi chirurgami. Vantage jest doskonale wyważony, doskonale prosty co do zasady – chociaż z jego roku produkcji wynika, że to nowoczesne auto, jego charakter odzwierciedla wszystko to, za czym coraz częściej tęsknimy – jest zwyczajnie sportowym samochodem. Żadna cecha nie dominuje w nim tak jaskrawo, jak ta wyczynowa twarz. Jest komfortowy, jeśli tylko chcecie. Jest luksusowy – nie ma co do tego wątpliwości – ale przede wszystkim – jest sportowcem.
Kiedy odepniemy już od zabawy całą elektronikę, lekkie trącenie tyłu gazem sprawia, że to kompaktowe nadwozie błyskawicznie ucieka, ale precyzyjnie tam, gdzie chce tego kierowca. I dokładnie tak głęboko, jak sobie tego życzy. Cena brytyjskiego sportowca, wynosząca w przypadku tego egzemplarza 1,2 mln zł, może trochę onieśmielać, ale kryje się za nią coś cudownie prostego, co do zasady działania na drodze. Jest to maszyna, która nasyci te najbardziej pierwotne instynkty kierowcy.
Operowanie tym nadwoziem na zaśnieżonej drodze jest czystą przyjemnością. Chociaż moc eksploduje na tylnej osi z wrzaskiem i pełną surowością doładowanego V8, ostatecznie, jeśli kierowca robi wszystko w pełni świadomie, ten samochód nie wywinie żadnego brzydkiego numeru.
Jednocześnie, jeśli nie czujecie, żeby skute bielą drogi prowokowały was do nadużywania całej mocy, wystarczy nie odpinać tylnej osi spod opieki systemów wspierających kierowcę. Wtedy nawet w trybie track wyprowadzenie tego samochodu z równowagi, nawet na ubitym śniegu, jest bardzo trudne do wykonania. Dopiero strzał z bata redukcji i gwałtowne szarpnięcie gazem oraz układem kierowniczym jednocześnie rzuca poważniejsze wyzwanie komputerowi i pozwala kierowcy przejąć więcej inicjatywy na białej drodze. Jeśli chcecie maksimum tej inicjatywy, jest ono tuż za rogiem, bo nie ma tu nic pośredniego od tego stanu do maksimum ognia.
Zakładam, że więcej odcieni szarości dostajemy na suchym asfalcie. Kiedy na drodze nie ma śniegu i lodu, ścieżka od zera do bohatera za sterami astona martina jest bardziej płynna, bo warunki są korzystniejsze trakcyjnie. Na śniegu to dozowanie przyczepności jest po prostu trudniejsze.
Uważam, że to dobrze, że z jednej strony vantage pokazał, że potrafi być samochodem, który wychodzi naprzeciw tym mniej rozsądnym zachciankom kierowcy, a jednocześnie potrafi być jego twierdzą w trudnych warunkach. To sprawia, że mimo sporej mocy i bezkompromisowemu napędowi, potrafi być też samochodem na co dzień. Nawet na trudniejszy pogodowo dzień – w końcu w dość dużym bagażniku kryje się na klapie elegancka parasolka.
Aston Martin Vantage ma więcej magii, niż mogłem przypuszczać. To sportowy samochód skończony – doskonałe połączenie formy i treści: formy, którą chcesz mieć w swoim salonie i treści, którą chcesz czytać na każdym zakręcie najpiękniejszych dróg, jakie znasz.
Aston Martin Vantage (2022) - ocena
- Czysto sportowa charakterystyka auta
- Wysoka precyzja prowadzenia
- Świetnie brzmiące V8
- Skuteczne elektroniczne asystenty, ułatwiające jazdę w trudnych warunkach
- Wysoka jakość wykonania
- Przestarzały infotainment
- Niezbyt elegancka konsola środkowa, niekorespondująca z resztą auta
Aston Martin Vantage (2022) - dane techniczne
Aston Martin Vantage - dane techniczne | |
---|---|
Pojemność silnika: | 3982 cm3 |
Rodzaj paliwa: | Benzyna |
Układ i liczba cylindrów: | V8 |
Skrzynia biegów: | 8-biegowa, automatyczna ZF, montowana z tyłu |
Maksymalna moc: | 510 KM przy 6000 rpm |
Maksymalny moment obrotowy: | 685 Nm przy 2000-5000 rpm |
Pojemność zbiornika paliwa: | 73 l |
Pojemność bagażnika: | 350 l |
Masa własna: | 1530 kg (masa na sucho) |
Osiągi | |
Prędkość maksymalna: | 314 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h: | 3,6 s |
Średnie zużycie paliwa (katalogowo): | 11,5 l/100 km |
Zmierzone zużycie paliwa w mieście: | 16,7 l/100 km |
Ceny | |
Model od: | 183 409 euro (wg kursu z 31.01.2023: 864 tys. zł) |
Cena egzemplarza testowego: | 260 719 euro (wg powyższego kursu: 1,228 mln zł) |