Skarb Ardenów - część 4
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ciąg dalszy relacji z drugiego dnia Spa Classic 2019.
Po dotarciu do prostej start-meta Endurance Racing Legends szykowało się do startu swojego ostatniego wyścigu podczas Spa Classic 2019.
Lotny start każdego z wyścigów podczas imprezy to niewiarygodne przeżycie. Ryk kipiących mocą wyścigowych silników kumulował się do ogłuszających poziomów pomiędzy budynkiem pit lane, a trybunami. Naturalnie ze względów bezpieczeństwa obecność przy na tzw. pit wall była niedozwolona. Po przejeździe całego towarzystwa i oficjalnym starcie wyścigu można było przystąpić do roboty.
Nie obeszło się bez małych wpadek.
Tak też ostatni wyścig Endurance Racing Legends doczekał się flagi w szachownicę. Zapraszamy wszystkich do garaży.
Jak na koniec wyścigu przystału, garaże były pełne akcji.
Ze względu na przedział czasowy od lat 90-tych do wczesnych 2000-nych seria Endurance Racing Legends jest wyjątkowo bliska mojemu sercu. Wszystkie te wyścigowe legendy z moich dziecięcych lat, gdy fascynacja samochodami i wyścigami osiągała coraz to wyższe poziomy. Prototypy, DBR9, 911 RSR, Saleen, Panoz, Corvette'y czy wreszcie moje uwielbione Ferrari 550 GTS - wszystko jak na wyciągnięcie ręki. Każdy używany zgodnie z przeznaczeniem i tam gdzie przynależy, czyli na torze wyścigowym. Poezja.
Czujniki cofania aktywne.
Lata 80-te i aluminiowy monokok w Porsche 962 to już w zasadzie jedna z ostatnich takich konstrukcji. Już wtedy szerokie użycie kompozytów węglowych na dobre zadomawiało się w czołowych ligach wyścigowych.
Pojemością tego potwora można by obdzielić kilka współczesnych silniczków.
Te wszystkie wlepki z okresu z wyścigowych badań technicznych... coś bajecznego.
W poniższym przypadku naklejki nie kłamią. Ferrari 550 GTS biorące udział w imprezie to dokładnie ten sam egzemplarz, w którym Colin McRae debiutował podczas słynnego 24h Le Mans w 2004 roku. Wraz ze swoimi kolegami z zespołu zameldowali się na mecie na imponującym trzecim miejscu w swojej klasie. Debiut niewątpliwie zakończony sukcesem.
Poza garażami można było znaleźć kolejne perełki, m.in. Ferrari 360 Challenge Stradale w klasycznym Rosso Corsa.
W międzyczasie akcja z garaży przeniosła się na prostą start-meta. Wszystko dzięki formacji do wyścigu Group C Racing.
"...and it's go go go!"
Tuż obok zakrętu Chicane skuszony zapachami udałem się do jednych z "Friterie" po porcję świeżych frytek, chrupiących z zewnątrz i puszystych w środku. Ciężko o lepszą przekąskę na belgijskiej ziemi. Przysiadłem na moment i ze smakiem rozpocząłem konsumpcję.
Nagle słyszę poruszenie wśród widzów i głośne uderzenie. Odwracając głowę widzę jak Courage C26 stoi wbity w ścianę opon.
Ekipy porządkowe natychmiast przystąpiły do akcji. Zgodnie z procedurami część marszali ostrzegało żółtymi flagami o niebezpieczeństwie, część wraz ze służbami ratowniczymi przybyła do wraku by wydobyć kierowcę. Spod podwozia momentalnie zaczęły wyciekać wszelkie płyny eksploatacyjne. Będąc blisko i mając dostęp, podszedłem bliżej ogrodzenia by mieć lepszy widok na rozwój sytuacji.
Widok wraku Courage'a na lawecie nie napawał optymizmem.
Według mojej wiedzy kierowca szczęśliwie nie ucierpiał poważnie w tym wypadku. Rozmawiając z jednym z fotografów, który był naocznym świadkiem wypadku dowiedziałem się, że przyczyną był najprawdopodobniej defekt hamulców. Przed dohamowaniem do zakrętu Chicane prototypy dawnej Grupy C osiągały prędkości rzędu 250 km/h. Nie zazdroszczę sytuacji gdy przy takiej prędkości tuż przed ciasną szykaną hamulce całkowicie odmawiają współpracy. Jak to mawiają: "Kierowca był tylko pasażerem". Po uporządkowaniu całości wyścig został wznowiony.
W dalszej części wyścigu nie obyło się bez kolejnych incydentów. Uślizg znanego nam Porsche 962 w barwach "24 Heures du Mans" wywołał po raz drugi żółte flagi przy Chicane. W tle Manitou i jego operator dzielnie reperowali bandy. Akcje niczym podczas faktycznego wyścigu 1000 km Spa z lat 80-tych (z kilkoma nowoczesnymi dodatkami).
Po chwili Manitou podjechał wraz ze świeżą dostawą opon w razie potrzeby kolejnych napraw barier bezpieczeństwa.
Przed kwalifikacjami do wyścigu Classic Endurance Racing wstąpiłem na moment pod okolicę trybuny F1.
Podczas kwalifikacji wielu kierowców nie oszczędzało swoich maszyn i jechało pełnym tempem. Szczęśliwie kierowca Porsche 917KH należał do jednych z nich. Szanuję. Ogromnie szanuję.
Momentami bywało tłoczno. To lubimy.
Ciekawe czy RSR "Toblerone" jest również napędzany kremem nugatowym? Krążą słuchy, że ma wysoką ilość oktanów ;)
Podążając dalej trafiłem na kolejną z "ofiar" podczas ścigania na Spa Classic. Podczas pierwszego, sobotniego wyścigu białe Ferrari 250 GT Berlinetta zaliczyła małą przygodę z jedną z barier. Nie wyglądało na nic poważnego, jedynie małe przetarcia. Psiknąć WD40 i będzie jak nowe.
Po sąsiedzku natomiast soczyście czerwone Dino 246 GTS w nieskazitelnej kondycji.
Garaże pełne roboty podczas kwalifikacji Classic Endurance Racing.
O masz, Bburago w skali 1:1!
Po zakończeniu każdej sesji podczas Spa Classic wszystkie pojazdy lądowały w tzw. Parc Fermé, ulokowanym w jednym w podziemnych parkingów na terenie padoku Spa-Francorchamps.
Niestety granatowe 911 RSR musiał powrócić na holu.
Ostatecznie dotarłem do wjazdu na teren padoku. Żółty Stratos grzecznie czekał.
Niesamowita prezencja. Te linie, lakier, felgi...
Żegnając się tamtej soboty z torem Spa-Francorchamps po drodze odwiedziłem garaże Sixties Endurance. Ostatnie załogi kierowały się na start wieczornego wyścigu.
Jak wiadomo dzień bez deszczu na Spa to dzień stracony, co obwieszczały zbliżające się ciemne i gęste chmury. Sam zaś natomiast udałem się w kierunku wyjścia. Po drodze pod hotelem De L'Eau Rouge mieszczącym się tuż obok słynnej szykany natrafiłem na skąpanego w deszczu restomoda Porsche 911 o nazwie Le Mans Classic Clubsport. Projekt współpracy firmy Paul Stevens, specjalizującej się w 911'tkach oraz Peter Auto, czyli organizatora m.in. Spa Classic właśnie oraz rzeczonego Le Mans Classic.
Na pożegnanie na parkingu jakże urocza niespodzianka. Prawdziwie unikalne Porsche 911. Pokłady patyny, miejscowa rdza i do tego różne klosze lamp przeciwmgielnych. Rewelacyjny. Zupełna odmiana od tych wypieszczonych i wybłyszczonych egzemplarzy jak chociażby 911 Le Mans Classic Clubsport sprzed kilku chwil. Ale czyż nie równie pasjonująca?
Tak też dobiega końca dzień drugi na Spa Classic. Głównym celem oczywiście było 917 w akcji i szczęśliwie został on z realizowany na 917%. Poza końcówką dnia pogoda niezwykle dopisywała co w sumie jest rzadkością w tej części Ardenów. Z lekkim smutkiem i jednoczesną radością w oczekiwaniu na dzień trzeci imprezy udałem się w kierunku noclegu. O tym co przyniósł ostatni dzień na torze Spa-Francorchamps zrelacjonuje już wkrótce.