Skarb Ardenów - część 3
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pierwszy dzień na torze Spa-Francorchamps dostarczył nieprawdopodobnej mieszanki wyścigowego paliwa, deszczu oraz widoków. Dzień drugi zapowiadał się równie ekscytująco. Zapraszam do dalszej części relacji ze Spa Classic 2019.
Dzień 3
W przeciwieństwie do dnia drugiego, sobota wita mnie piękną, słoneczną pogodą. Głowa pełna emocji nie pozwoliła mi na długi sen, dlatego już o wczesnym poranku opuściłem swoją bazę noclegową. W drodze na tor postanowiłem nieco dokładniej poznać, jak się okazało niezwykle, urocze miasto Malmedy.
Ze względu na bliskość toru, Malmedy jest świetną opcją na nocleg co niewątpliwie podkreślała obecność wielu ciekawych czterech kółek na tablicach z wysp brytyjskich.
Okolice samego toru w wielu miejscach oferują możliwość rozbicia obozów dla widzów. Wielu z nich przybywa z solidnym zestawem kempingowym.
Widok na Eau Rouge - Raidillon z rana i od razu dzień staje się piękniejszy.
Po wejściu na teren toru obrałem nowy kierunek - zakręt Pouhon / Double Gauche. W drodze prawdziwy powód dla którego zakręt "Eau Rouge" zawdzięcza swoją nazwę, czyli przepływająca pod nim rzeczka o tej właśnie nazwie.
Może jakieś małe grzybobranie?
Po dotarciu pod Pouhon / Double Gauche w końcu znalazłem niezwykle dorodne "prawdziwki, kurki i maślaki". Pierwszy wyścig Endurance Racing Legends rozpoczął się na dobre.
Dallara SP1 oraz Saleen S7R wraz z ich kierowcami były klasą samą dla siebie. Pod względem wyścigowego tempa nikt nie był w stanie im dorównać.
Zakręt jedenasty jest pięknie wyprofilowany i w połączeniu z Endurance Racing Legends dostarczał pięknych widoków.
Po chwili usterka dotknęła czerwonego Viper'a GTS-R.
Ciężko o lepsze miejsce na kemping ze swoją przyczepką.
Po zakończeniu pierwszego tego dnia wyścigu Endurance Racing Legends i w oczekiwaniu na sesję kwalifikacyjną Group C Racing przyszedł czas na uzupełnienie płynów z pomocą jedynie słusznej wody w tych okolicznościach.
Jeśli chodzi o miejsca na przerwę, zakręt Les Combes był więcej niż przyzwoity.
Koncert 3,5-litrowej V10 przywdzianej w karoserię i podwozie Peugeot'a 905 obwieścił koniec przerwy.
Spice SE88C z 1988 roku.
W międzyczasie miła niespodzianka po drugiej strony toru w postaci żółtej Lancii Stratos.
W dalszej części wyścigu Porsche 962 CK6 w barwach Leyton House przywdział nowe części garderoby. Świetnie wygląda z zakrytymi tylnymi kołami.
Nadszedł w końcu ten długo wyczekiwany przeze mnie - pierwszy trening Classic Endurance Racing wraz z Porsche 917 w składzie. Kierując się już z powrotem w kierunku padoku, po nitce toru zaczęły przemierzać pierwsze załogi.
Jest! Jedzie! Co za widok!
Następnie 917-mini, czyli model 908/3 napędzane 3-litrowym, 8-cylindrowym bokserem.
Chevron B16 BMW, co oznacza się jest napędzany motorem bawarskiej marki o oznaczeniu M10.
Chevron B 21 z 1971 roku.
Chevron B8 z 1969 roku.
Jest i Corvette, dokładniej C3 z 1971 roku.
Lola T 212, rocznik 1971.
Kolejny prawdziwie kultowy kształt. Shelby Cobra 427 Competition z 1965 roku. Liczba 427 odnosi się oczywiście do cali sześciennych jakimi legitymuje się skrywane pod maską V8. Przeliczając to na zrozumiałe jednostki wychodzi 7 litrów.
Kontynuując temat kultowych kształtów... król może być tylko jeden.
Widok na wyjście z Pouhon / Double Gauche.
Tym pięknym akcentem kończymy trening CER. Cóż można powiedzieć? Idące pełnym gazem 917 w barwach Gulf na torze Spa - magiczny moment. W tym miejscu warto wspomnieć o miłym udogodnieniu na terenie imprezy w postaci kursujących busów dla fotografów wzdłuż nitki toru Spa-Francorchamps, z których nie omieszkałem korzystać.
Wjeżdżając na teren padoku wypatrzyłem "znajomego" spod Les Combes. Trzeba będzie wrócić i dokładnie obadać te boskie linie.
Piękna, słoneczna pogoda niczym magnes przyciągnęła do padoku dużo większe rzesze klubów samochodowym w porównaniu do deszczowego i generalnie szaro-burego piątku. Zaczynamy od wysokiego C. C-Type.
Niebieskie Ferrari. Niezależnie od modelu zawsze i wszędzie będę popierać.
Przy La Source stacjonowały kluby BMW.
BMW 700 Sport, napędzane 2-cylindrowym bokserem o pojemności porównywalnej z butelką dobrej wódki. Przy mocy 40 KM zapewne daje równie mocnego kopa. Co ciekawe bokser umieszczony jest z tyłu, za tylną osią. Takie bawarskie 911 lat 60-tych.
Zaplecza "Starych Garaży" obfitowały w szalone lakiery i odważne linie utrwalone w lekkich kompozytach, słowem, TVR.
Obok znanej już nam wystawy Francorchamps Motors Brussels wyłonił się znany, choć dość niespodziewany automobil.
Ferrari 250 Testa Rossa w barwach North American Racing Team (N.A.R.T.). Prawdziwie królewska liga. Strzelam, że była to jedynie wiernie odwzorowana replika. Tak czy inaczej - imponowało. I to bardzo.
Jaguar E-Type Lightweight z 1963 roku.
Przemieszczający się po padoku jeden z reprezentantów 2.0L Cup.
Wśród garaży Classic Endurance Racing ponownie natrafiłem na błękitno-białe 250 TR.
Oryginał czy nie, ilość detali zapierała dech.
Po kontynuację zapraszam do CZĘSCI 4