Pierwsza jazda: Porsche Macan GTS po drugim liftingu - to będzie udane pożegnanie
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Porsche Macan wchodzi w finalną fazę. Drugi lifting jest jednocześnie pożegnaniem ze spalinowym modelem, a Niemcy, jak to Niemcy, podchodzą to sprawy z rozsądkiem i delikatną nutą szaleństwa, o którym miałem przekonać się podczas pierwszych jazd topowym GTS-em.
Nie spodziewałem się, że koniec Macana nadejdzie tak szybko. Tym bardziej biorąc pod uwagę jego niezaprzeczalną popularność. Niemniej w 2023 r. model zostanie uzupełniony przez elektryczny wariant, który po pewnym czasie na dobre wykoleguje spalinowe wersje. Z drugiej strony swoje sukcesy notuje już Taycan, więc czemu miałoby się to nie udać ze zwielokrotnioną siłą w przypadku najpopularniejszego segmentu?
O tym, co nowego pojawiło się w nowym Macanie, pisałem już przy okazji statycznej prezentacji 3 miesiące temu, dlatego tutaj oszczędzę wylistowania większości zmian. Szczególnie tych nadwoziowych. Dodam tylko, że z zewnątrz jeszcze trudniej rozpoznać zmieniony model, niż w przypadku poprzedniego liftingu. Skupmy się jednak na tym, co istotne.
Coś nowoczesnego, coś klasycznego i... starego?
Chociaż poprzednio stosowana przez Porsche konsola z oceanem fizycznych przycisków mogła wywołać oczopląs, to krótka nauka umożliwiała jej obsługę bez patrzenia. Kwestią czasu było jednak zaadaptowanie dotykowego panelu z Panamery czy Cayenne'a. A że Porsche często słucha swoich klientów, widocznie takie było ich życzenie. Czy jest wygodniej? Według mnie nie. Czy jest nowocześnie i na czasie? Zdecydowanie tak. Przynajmniej klimatyzacja wciąż obsługiwana jest przełącznikami, ale Macan wpisuje się panującą modę ograniczania fizycznych przycisków, która objęła też okolice dotykowego ekranu.
Dźwignia skrzyni biegów wciąż jest fizyczną wajchą, jednak brak osłony dolnej części nieco razi. W starym modelu ten element osłaniany był kawałkiem skóry czy, jeśli ktoś wolał, alcantary, zamykając konsolę w elegancką całość. Tu mamy na wierzchu spory kawałek zwykłego plastiku, co przyczynia się do bardziej "czystego" wyglądu, ale odbiera nieco z poczucia luksusu. Pozostając jeszcze przy dźwigni, pierwszy rzut oka na nią może u niektórych wywołać mały atak paniki: "gdzie podział się tryb manualnej zmiany biegów?".
Bez nerwów, Porsche go nie zlikwidowało. Został on po prostu przekształcony w przycisk umieszczony na nowej kierownicy z 911. Samo koło kierownicy jest mniejsze, świetnie leży w dłoniach i jeszcze lepiej współgra ze zwinnym charakterem GTS-a.
Od niezmienionej od czasu premiery Macana grafiki komputera pokładowego Niemcy próbują odciągnąć uwagę szerokimi możliwościami wynikającymi z łączności z internetem czy, po raz pierwszy zastosowanym, asystentem parkowania. Macan godnie kontynuuje swoje jakościowe dzieło i wsiadając do niego, nie ma się wątpliwości co do obcowania z Porsche. A ów obcowanie jest w każdej płaszczyźnie nadzwyczaj przyjemne.
Koniec z Turbo, czas na GTS-a
Lifting przyniósł drobne zmiany w gamie silnikowej. Porsche podziękowało odmianie Turbo za towarzystwo i przekazało pałeczkę GTS-owi, przy okazji zwiększając moc do poziomu odchodzącej wersji. Swoją drogą wszystkie warianty zostały obdarowane małym zastrzykiem, a (obecnie) środkowy S zamienił 3-litrowe V6 na nieco mniejsze i podwójnie doładowane 2.9 o tym samym układzie.
Skupmy się jednak na GTS-ie, bo to on jest tu najważniejszy i to właśnie z nim miałem okazję przez kilka godzin poobcować. Topowy Macan kryje teraz pod maską 440 KM i osiąga setkę w 4,3 s, czyli o 0,3 s szybciej niż przedliftowa wersja. To chyba już tradycja, że każdy lifting obniża czas sprintu o 0,3 s.
Porsche nie sprawiło jednak, że dodatkowe 60 KM dawkowane są niczym energetyczny shot. GTS zachował wolnossącą charakterystykę rozwoju mocy (choć maksymalne 550 Nm dostępne są już od 1900 obr./min.), a największe różnice czuć w górnych partiach obrotów. Macan jeszcze chętniej się na nie wkręca i wcale nie ma ochoty z nich schodzić, wesoło przy tym pochrapując. Jednak gdy pierwszy raz na statycznej prezentacji odpaliłem GTS-a, spodziewałem się lepszej linii melodycznej.
Wierzę, że inżynierowie Porsche robili wszystko, by przy obecnych normach wykrzesać jak najwięcej wywołującego ciarki klangu, ale miałem wrażenie, że dźwięk wydobywający się ze sportowego wydechu stracił nieco na basowym brzmieniu względem poprzednika. Nie zrozumcie mnie jednak źle — odpowiedni poziom przyjemności wynikający z pchania wskazówki obrotomierza w górę wciąż występuje, a w trybie Sport wciąż możemy liczyć na soczysty popcorn.
Ważne zmiany zaszły także w podwoziu. GTS wyjeżdża teraz z fabryki w standardzie ze sportowym, pneumatycznym zawieszeniem z Porsche Active Suspension Management, sztywność amortyzatorów (o 10 proc. z przodu i 15 proc. z tyłu) i stabilizatorów poprzecznych została zwiększona, a system Porsche Traction Management jeszcze mocniej faworyzuje tylne koła. Całość zaowocowała precyzyjniejszym kierowaniem w sportowych trybach, ale też łagodniejszym obyciem w trybie normalnym. Gdy akurat nie nachodzi nas ochota na harce, Macan GTS obdarzy nas większymi pokładami komfortu, niż do tej pory.
Przy bardziej angażującej jeździe mamy szansę ostrzej wejść w zakręt, a przyczepność, o ile można sobie to wyobrazić, jest jeszcze lepsza. Jednocześnie przechyły nadwozia zredukowano do minimum. W całym tym dążeniu do doskonałości można dostrzec znaki dojrzewania, przez które miałem wrażenie, że ujęto odrobinę charakterystycznej dla GTS-a lekkości, nadając mu więcej cech, które powinien nosić przywódca stada. Z drugiej strony, przecież taka teraz jego rola. Co nie zmienia faktu, że wciąż jest precyzyjną maszyną uwielbiającą zakręty mimo niemałej masy. To, co się nie zmieniło ani trochę (i całe szczęście), to 7-biegowe PDK, które wciąż jest bezbłędne w swoim działaniu, perfekcyjnie odczytujące zamiary kierowcy i niewahające się ani chwili, gdy trzeba zredukować bieg. Albo dwa. Ewentualnie cztery.
Po pierwszych jazdach uważam, że Porsche Macan wciąż jest liderem w swojej klasie. I to nie tylko jakości czy wykończenia, ale też właściwości jezdnych i dawania zwykłej przyjemności z jazdy. A to wszystko zapakowane w podkręcone w odpowiednich punktach nadwozie. To po prostu samochód, którym chce się podróżować zawsze i wszędzie. Jeszcze lepiej łączy codzienny komfort z potencjalną pokusą wydłużenia trasy, dla pokonania krętego odcinka, a przy okazji zyskał kilka elementów, które pozwalają lepiej wpasować mu się w panujące trendy. Nie mówiłbym tu rzecz jasna o rewolucji, w końcu to tylko lifting. Macan został wyposażony w odpowiedni ekwipunek, który pozwoli mu cieszyć się popularnością, aż do końca swoich dni.