Pierwsza jazda nową Kią Ceed na polskich drogach: wygrać z Niemcami w ich grę
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na czym polega fenomen aut niemieckich? Ciężko powiedzieć, choć od lat okupują pierwsze miejsca także w polskich rankingach sprzedaży. Konstruktorom z Kii udało się rozgryźć tajemnicę ich sukcesu i powtórzyć ten efekt także w najnowszym Ceedzie.
Kia Ceed (2018) - pierwsza jazda, opinia
Tak, włoskie samochody posiadają niepowtarzalny styl, a francuskie zaskakują swoimi oryginalnymi rozwiązaniami. Miło się na nie patrzy i poznaje coś nowego, ale za własne pieniądze większość woli jednak postawić na nudne, oczywiste i opatrzone samochody stworzone za naszą zachodnią granicą. Tak dowodzą wyniki sprzedaży tak w Europie jak i w Polsce, tak ogólne jak i klientów indywidualnych.
Czemu tak właściwie robimy? Zapewne w dużej mierze właśnie dlatego, że w niemieckich autach trudniej znaleźć charakterystyczne cechy – takie, które część pokocha, a które dla części byłyby zbyt irytujące. Największe hity Grupy Volkswagen, Forda czy Opla są jak piosenki w komercyjnym radiu – nie zapadają w pamięci, wpadają jednym uchem i wypadają drugim, ale przy tym nie irytują i spełniają swoją rozrywkową funkcję. Może nie jest to sztuka najwyższych lotów, ale żeby osiągnąć taki efekt, potrzeba ogromnego zaplecza doświadczonych profesjonalistów.
O tym fakcie Włosi czy Francuzi także wiedzą i mają nawet chwile, w których starają się zrobić samochód "po niemiecku" (pamiętacie kampanię reklamową wchodzącej drugiej generacji Citroena C5, gdy był reklamowany jako "C-Fünf?"). W Renault, Citroenie czy Fiacie za dużo jednak tożsamości i charakteru, by się od swoich korzeni całkiem odciąć. Zespół muzyki alternatywnej nie wejdzie nigdy w mainstream. Inaczej sprawa wygląda z debiutantem skupionym na niczym innym niż wyniku.
Zapisywanie czystej kartki
Kię nadal w końcu można uczciwie określać jako świeżą krew na rynku motoryzacyjnym: swój pierwszy prawdziwie własny samochód (nie licząc projektów produkowanych na licencji) – kompaktową Sephię – ta koreańska marka wprowadziła do produkcji w roku 1992. W tym momencie na rynku już od roku brylował Golf trzeciej generacji, a Opel miał na swoim koncie sprzedanych blisko cztery miliony Kadettów.
Wiele już powiedziało i napisało się o tym, jak nieprawdopodobny postęp Koreańczycy zanotowali od tamtego momentu. Na ogół zwraca się przy tym uwagę na aspekt technologiczny czy jakościowy, ale w powodzeniu Kii bardzo ważna była cała strategia budowania marki. Brak własnej historii potraktowali jako brak obciążenia – zaletę, a nie wadę.
To nastawienie doprowadziło Kię do zrealizowania w 2006 roku cee’da. Nie był to model, który wyróżniał się absolutnie czymkolwiek poza swoją dziwną nazwą, ale już w niej zawarte było clou jego mającego nadejść sukcesu – był to akronim Community of Europe, with European Design, odnoszący się do Wspólnoty Europejskiej i Europejskiego Designu. Choć koreański sercem, cee’d od pierwszej generacji był modelem na wskroś europejskim: przeznaczonym wyłącznie na nasz kontynent, opracowanym w oddziale marki we Frankfurcie i produkowanym w słowackiej Żylinie. I to wystarczyło, by pierwsze dwie generacje sprzedały się w liczbie blisko 1,3 miliona egzemplarzy, a udział Kii na europejskim rynku podwoił się z 1,5 do 3%.
Nowy model nie zapada w pamięci. Jego jedyny oryginalny element – nazwa pisana małymi literami i z apostrofem – został znormalizowany i cee’d stał się Ceedem. Jego design to zgrabny kompromis pomiędzy cieszącymi oko, budującymi jakościowe wrażenie detalami (duża ilość poziomych linii, masywne proporcje, światła LED o strukturze kostek lodu w nowym wydaniu, linia bocznych okien w formie półksiężyca) a poprawnością i anonimowością na drodze.
Tak jest przynajmniej w przypadku dwóch debiutujących teraz na polskim rynku wariantów nadwozia, czyli pięciodrzwiowego hatchbacka i kombi. Już jesienią dołączy do nich shooting brake, który przejmie schedę szalonego członka rodziny po trzydrzwiowym pro_cee’dzie, którego żywot zakończył się wraz z drugą generacją. W przyszłym roku gamę zwieńczy Ceed w wydaniu SUV, bo w końcu żaden model teraz nie może nie mieć swojego odpowiednika w tej formie.
Nawet w podstawowym kształcie hatchbacka Ceed wygląda jednak atrakcyjnie. Ta koreańska marka doszła już do momentu, w którym bycie Kią to atrybut i Ceed chętnie przyznaje się do swojego pochodzenia rozpoznawalnym "tygrysim nosem" i stylem, który wkrótce zdominuje całą gamę modelową (bardzo podobnie wygląda już europejski Stonic i oferowany na innych kontynentach sedan Forte).
Eliminowanie słabości
Wielkich rewolucji brak też pod spodem. Ceed bazuje na nowej platformie K2, którą dzieli naturalnie z bratnim Hyundaiem i30. Zważywszy na identyczną z poprzednikiem długość (4,3 metra) i rozstaw osi (2650 mm) można się spodziewać, że spora część konstrukcji została przemycona do nowej generacji modelu w niezmienionej formie. Dzięki skróceniu przedniego zwisu i wydłużeniu tylnego udało się jednak wygospodarować trochę więcej miejsca w bagażniku. Teraz ma on wyjątkowo nisko poprowadzony próg ładunkowy i 395 litrów, co plasuje go w samej czołówce segmentu; ustępuje właściwie tylko o pół rozmiaru większym liftbackom pokroju Hondy Civic czy Skody Octavii. 595-litrowy bagażnik wersji kombi jest jeszcze bliżej liderów. Widać konstruktorom mocno zależało na dobrym wyniku w tej przyciągającej uwagę kategorii, bo osiągnęli go kosztem normalnej, nie wybijającej się ponad średnią ilością miejsca w drugim rzędzie siedzeń.
Kia nie ryzykowała także przy projektowaniu kabiny, w której brakuje może jakiegoś bardziej wybijającego się motywu stylistycznego, ale której za to nie można odmówić bezbłędnej ergonomii. Dotykowy ekran wraz z dwoma pokrętłami i rzędem przycisków to wszystko, czego potrzeba, by od pierwszego spotkania z Ceedem bezproblemowo obsługiwać pokładowe funkcje bez odrywania oczu od drogi – a nie jest to taki oczywisty talent, bo utracił go choćby najnowszy, odświeżony w zeszłym roku VW Golf z przekombinowanym interfejsem Discovery Pro.
Koreański kompakt nie buduje jeszcze tak dobrej atmosfery w kabinie jak najlepsi konkurenci, ale to dalej bardzo solidna, przejawiająca dobrą jakość mieszanka. Jako koncern aspirujący do światowej czołówki przemysłu motoryzacyjnego, Kia jest na czasie z wszystkimi elektronicznymi innowacjami: środkowy wyświetlacz ma zależnie od wersji siedem lub osiem cali, a od przyszłego roku analogową deskę rozdzielczą będzie można zastąpić ciekłokrystalicznym ekranem.
Duży budżet Kii na rozwój technologiczny przejawia się także przez obecność wszystkich obowiązkowych dla czołówki segmentu systemów wspierających w prowadzeniu. Ceed posiada autonomię drugiego stopnia, co oznacza, że potrafi nie tylko samodzielnie utrzymać zadaną prędkość, ale i swój pas ruchu oraz bezpieczną odległość od pozostałych użytkowników drogi. Jeśli trzeba, to awaryjnie zahamuje, by uniknąć kolizji, a do tego rozpozna znaki i sam zaparkuje.
A co w momentach, w których kierowca będzie sam prowadził samochód? Ceed zachowa się dokładnie tak, jak chcą tego europejscy klienci: komfortowo i dojrzale, ale z pazurem (…no dobrze, pazurkiem). Tutaj wychodzi na wierzch duży postęp kompetencji Kii: prowadzenie poprzednich cee’dów zdradzało ich bardziej budżetowy charakter i pochodzenie od wschodzącego producenta. Teraz widać duże doświadczenie i doinwestowane podzespoły. Zawieszenie dobrze izoluje osoby na pokładzie od tego, co się dzieje pod kołami, skutecznie eliminując wibracje i dźwięki nawet na gorszych drogach. Jednocześnie podwozie zachowuje duży potencjał dynamiczny. Zawieszenie trzyma mierzącego 1,45 m wysokości hatchbacka w ryzach nawet przy manewrach, których raczej żaden kierowca Ceeda nie będzie się podejmował (nawet, jeśli pozycja za kierownicą jest kusząco niska). Układ kierowniczy nie zyskał nagle zaciętości znanej z Forda Focusa, ale nawet przy takim sztucznym modelu wspomagania zachowuje odpowiedni poziom precyzji.
Kia skrupulatnie odrobiła pracę domową także na polu silników. Gama nie szokuje swoją objętością – są w niej trzy jednostki benzynowe i dwa diesle zebrane w wąskim przedziale 100-140 KM – ale jest ona dobrana akurat tak, że powinna odpowiadać oczekiwaniom europejskich klientów. Szczególnie polskich, bo cennik otwiera budząca zaufanie jednostka wolnossąca (1.4 MPI o mocy 100 KM). Dopiero szczebel wyżej znajduje się litrowa jednostka trzycylindrowa, która z pomocą turbodoładowania generuje 120 KM. Wolnossącą jednostkę 1.6 MPI wyparła doładowana 1.4 T-GDI o mocy 140 KM.
Do testu użyczono nam ostatnią z nich. Znany także z innych modeli Kii i Hyundaia silnik wpisuje się w obecne trendy: nie ma w nim charakteru, ale jest wysoka skuteczność w dostarczaniu obiecywanych liczb, cechująca się szczególnie dużą elastycznością przy niższych obrotach i wysoką kulturą pracy. Szkoda tylko, że odbywa się to kosztem sporego apetytu na paliwo: przez wyniki powyżej 7 l/100 km na autostradzie i powyżej 9 l/100 km w mieście topowa opcja benzynowa jawi się jako droga nie tylko ze względu na swoją cenę bazową.
Skoro tak, to może któryś z diesli? Podczas gdy nawet główni gracze odwracają się stopniowo od jednostek wysokoprężnych, Kia wraz z Ceedem wprowadza na rynek nową rodzinę CRDi o oznaczeniu U3. Zaprojektowano ją z myślą o przyszłych, najbardziej rygorystycznych normach emisji spalin. Póki co 1,6-litrowa jednostka dostępna jest w wariantach 115 lub 136 KM (obydwa dysponują tym samym maksymalnym momentem obrotowym 280 Nm). W ślad za najnowszymi trendami, gamę w przyszłym roku uzupełni także "miękka hybryda".
Wyższy poziom, niższa cena
Ceed już w pierwszym kontakcie jawi się więc jako udana, kompetentna i kompletna konstrukcja z uzasadnionymi ambicjami na zajęcie pozycji w ścisłej czołówce segmentu. Wiedzą to także mądre głowy w Kii, które wyceniły nowego hatchbacka bez kompleksów. Cennik zaczyna się od kwoty 61 900 zł. Za taką cenę dostajemy stukonny silnik benzynowy i podstawową wersję wyposażenia S, która nie służy tylko do ściągania klientów do salonu, a rzeczywiście jest już warta rozpatrzenia, bo dysponuje między innymi sześcioma poduszkami powietrznymi, światłami do jazdy dziennej w formie diod LED, kompletem asystentów prowadzenia wraz z tempomatem czy też radiem Bluetooth.
Kolejna nad nią wersja M daje już kamerę cofania wraz z czujnikami parkowania, automatyczną klimatyzację czy skórzane elementy tapicerki. Spora część cennika lawiruje przez to w okolicach 80 000 zł, a najwyższe wersje przekraczają 100 000 zł. Dopłata do kombi wynosi 4000 zł. To nadal jednak jeden z najbardziej agresywnie wycenionych kompaktów na rynku. Podobnie skonfigurowany do podstawowego Ceeda Golf (1.0 TSI 110 KM Trendline) już po promocyjnej zniżce kosztuje 68 250 zł, czyli o ponad 6000 zł więcej. Drożej wypada także między innymi Skoda Octavia czy Peugeot 308.
Z tak spozycjonowaną ofertą i w takiej formie Ceed ma w końcu szansę uderzyć w część rynku do tej pory mało eksplorowany przez Kię, czyli flotę. W zeszłorocznym wyniku Kii na polskim rynku klienci instytucjonalni mieli 52% udziału – stosunkowo mało jak na nasze standardy. Zwiększenie zainteresowania flot jest teraz priorytetem Kii w całej Europie i Ceed ma wszystko, czego potrzeba, by zwrócić ich uwagę.