"Nawigacja kazała jechać przez Warszawę". Sprawdziłem, jak jeździ się elektrykiem po wschodzie Polski
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W zeszłym roku mapa ładowarek w Polsce rozrosła się o kolejnych 628 punktów do poziomu blisko 3,3 tys. stacji ładowania. Postanowiłem sprawdzić, jak wygląda sytuacja na ścianie wschodniej Polski, która często uważana jest za pomijaną i niedofinansowaną. W podróży towarzyszył mi samochód, który z Polską ma wiele wspólnego. Elektryczny Jeep Avenger produkowany jest bowiem w Tychach.
Artykuł powstał we współpracy z firmą FCA Poland, która udostępniła naszym autorom samochód marki Jeep. Jest częścią zimowej edycji cyklu Wirtualnej Polski "Jedziemy w Polskę". Wszystkie reportaże publikowane w ramach akcji są dostępne na jedziemywpolske.wp.pl.
Liczba publicznych stacji ładowania samochodów elektrycznych poprawia się z każdym miesiącem. Ładowarki wysokiej mocy, pozwalające na krótki postój, nie są już rzadkością i pozwalają coraz łatwiej i z większym spokojem ducha planować trasy.
Sytuacja dotyczy jednak przede wszystkim głównych tras i ciągów komunikacyjnych. Właśnie dlatego wybrałem wschodnią część naszego kraju. Często te regiony są bowiem uważane za niedofinansowane i gorzej rozwinięte. Widać to m.in. po samej infrastrukturze drogowej – trasy ekspresowe stanowią najczęściej połączenie z centralną i zachodnią Polską, podczas gdy ciąg północ-południe stanowią głównie drogi krajowe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Towarzyszący mi w podróży Jeep Avenger to zgrabny crossover o rodowodzie amerykańskim, ale – jak już wspomniałem – produkowany w Tychach. Został on stworzony na podbój miasta, ale dzięki szybkiemu ładowaniu o mocy 100 kW nie boi się wychylić także poza miejskie rogatki. Z kolei silnik dysponujący mocą maksymalną 156 KM i momentem równym 260 Nm pozwala sprawnie wyprzedzać na trasie. Pora ruszać na ekspedycję.
"Jeśli możesz: zawróć"
Jest godzina 7:00 rano. Z naładowanym do 89 proc. akumulatorem miałem zaraz ruszyć w stronę Lublina. To stamtąd rozpocznę wyprawę po ścianie wschodniej. Cel? Augustów. Oczywiście mógłbym zacząć trasę z wysuniętego bardziej na południe punktu, a zakończyć bliżej północno-wschodniego rogu kraju, ale musiałem uwinąć się ze wszystkim w jeden dzień. Dotarcie do stolicy województwa lubelskiego i znalezienie tamże ładowarki nie stanowiło problemu.
Mało tego – trafiłem wręcz na punkt o mocy 285 kW. Co prawda Jeep mógł przyjąć mniejszą wartość, jednak pozostałe punkty w okolicy dysponowały znacznie niższą mocą. Mając więcej czasu, warto z nich skorzystać. Kilka ładowarek znajduje się bowiem blisko starego miasta. Wówczas czas potrzebny na uzupełnienie akumulatora można spożytkować, zwiedzając zjawiskowe zakamarki starówki i podziwiając renesansowe kamienice, zamek z kaplicą zamkową, pozostałości murów miejskich czy wieżę Trynitarską.
Mnie zależało na czasie, więc tym razem musiałem zrezygnować z przyjemności. Co więcej, na trasie figle płatała mi pogoda. Poza niską temperaturą towarzyszył mi silny wiatr "w twarz", co podnosiło zużycie energii. Na drodze ekspresowej sięgało ono 22,6 kWh/100 km, co daje teoretyczny zasięg na poziomie 225 km. Większym zaskoczeniem była dla mnie proponowana przez nawigację trasa z Lublina do Augustowa. Program sugerował mi bowiem, że najszybciej będzie jechać przez Warszawę.
Wynikało to z faktu, że odcinki między stolicą a Lublinem oraz Augustowem stanowią w większości drogi ekspresowe. Trzymając się ściany wschodniej, cała podróż odbywa się wyłącznie po drogach krajowych. Ze stanem akumulatora na poziomie 84 proc. ruszyłem na północ, nie zwracając uwagi na pierwotną sugestię nawigacji. Niestety, już kwestia pierwszego przystanku okazała się problemem.
50 minut w pakiecie
Pierwotnie planowałem skorzystać z ładowarki w Siemiatyczach – tam na chętnych czeka złącze o mocy 60 kW. To skromna wartość dla osób chcących podróżować po wschodniej części Polski, ale niestety w promieniu 50 km nie ma żadnej sensownej alternatywy. Owszem, są pojedyncze złącza, lecz raczej należy je traktować jako opcję awaryjną, bowiem oferują skromną moc 22 kW. Rano, gdy ruszałem z Warszawy, ładowarka wskazywała w aplikacji swoją dostępność.
Niestety, gdy ruszałem z Lublina, jej status zmienił się już na "nieczynna/uszkodzona". Dojazd "na raz" do Białegostoku, gdzie i tak musiałem później zrobić przystanek, nie wchodził w grę. Miałem więc dwie opcje – zboczyć z trasy na zachód i skorzystać z ładowarki o mocy 130 kW pod Siedlcami lub skorzystać ze złącza o mocy 140 kW w Białej Podlaskiej położonej po wschodniej stronie od głównej trasy. Wybrałem drugą opcję, co wymagało nadłożenia co prawda jedynie 19 km, ale cała podróż wydłużyła się aż o 50 minut.
Trasa prowadziła głównie przez mało uczęszczane drogi otoczone miejscami nietkniętą przez człowieka naturą. Szary krajobraz na pierwszy rzut oka zdawał się nieatrakcyjny, jednak dzikość okolicy zachęcała do podziwiania widoków i kontemplacji. Chociaż drzewa porzuciły już dawno liście i dopiero miały przygotowywać się do kolejnego zielonego okrycia, sprawiały wrażenie monumentalnych i dumnych.
Położona na skraju miasta pod Białą Podlaską ładowarka Greenwaya co prawda nie zachęca do dłuższej przerwy i zwiedzenia okolicy, za to do dyspozycji podróżnych jest infrastruktura w postaci stacji benzynowej. Mając chwilę, warto zajrzeć do miasta i skorzystać z położonych bliżej centrum, ale oferujących niższą moc, ładowarek. Pozycją obowiązkową dla zwiedzających jest zespół pałacowo-parkowy Radziwiłłów z bramą wjazdową z XVII w.
W pobliżu znajduje się także m.in. dawny budynek Akademii Bialskiej wzniesiony w 1628 r., w którym obecnie mieści się liceum ogólnokształcące. Wspomniana akademia wykształciła m.in. Józefa Ignacego Kraszewskiego, a ze szkołą związani byli także Stefan Żeromski czy Julian Ursyn Niemcewicz. Z kolei ze wspomnianym budynkiem sąsiaduje kościół pw. św. Anny wzniesiony w 1572 r.
Ja skupiłem się na studiowaniu pozostałej drogi i rozpatrywaniu kolejnych możliwości. Pobliski Janów Podlaski ze znaną na skalę światową stadniną koni kusił, ale niestety czas mnie gonił. Co gorsza, brakuje tam niestety publicznej stacji ładowania. Ponieważ dalsza trasa i tak miała przebiegać przez rzekomo nieczynną ładowarkę w Siemiatyczach, postanowiłem sprawdzić, czy faktycznie aplikacja mówiła prawdę.
Po niespełna godzinie jazdy moim oczom ukazała się niezajęta i w pełni sprawna stacja, a aplikacja znów zmieniła poprzednio wyświetlaną wiadomość. Jedynym pozytywnym akcentem dodatkowej drogi był fakt, że szybka ładowarka w Siemiatyczach położona była na obrzeżach, w przemysłowej części miasta – zaraz obok stacji paliw, gorzej wyposażonej gastronomicznie niż ta w Białej Podlaskiej. Przerwa odbyłaby się więc w mniej komfortowych warunkach.
Co więcej, potencjalne zwiedzanie także byłoby utrudnione. Do najciekawszych punktów miasta, w tym m.in. cerkwi św. Apostołów Piotra i Pawła należałoby iść piechotą aż 40 minut w jedną stronę. Jeśli już zdecydujecie się na spacer, warto udać się także do pomnika bohaterów bitwy pod Siemiatyczami, która odbyła się w 1863 r. i była największą bitwą powstania styczniowego.
Ja natomiast ruszyłem dalej na Białystok. Podczas jazdy utwierdziło się moje przekonanie o problemie, którego się spodziewałem. Na blisko 100-kilometrowej trasie łączącej Białystok z Siemiatyczami kierowcy aut elektrycznych nie mogą liczyć na żadną ładowarkę. Nawet chcąc lekko zboczyć z obranego szlaku, tak jak ja musiałem to zrobić zaraz po ruszeniu z Lublina, na próżno szukać złączy nawet o niskiej mocy ładowania. Zapuszczając się w te rejony, lepiej więc nie ryzykować i uzupełnić zapas energii wcześniej, szczególnie jeśli zamierzacie kluczyć po okolicy w celach turystycznych.
Ostatnia prosta
Krajobraz za oknem zaczynał się robić typowo podlaski. Charakterystyczne dla tego regionu drewniane chaty zaczynały dominować w mijanych wsiach, tworząc uroczą, folklorystyczną atmosferę. Do Białegostoku dotarłem już po zmroku. Tutaj ze znalezieniem ładowarki nie miałem problemu, chociaż dominują punkty z mocą ładowania do 22 kW.
Szkoda natomiast, że niewiele z nich zlokalizowanych jest w pobliżu głównych atrakcji stolicy Podlasia. Jeśli chcemy zobaczyć Pałac Branickich, ratusz, Rynek Kościuszki czy planty miejskie, trzeba liczyć na dostępność stacji ulokowanej w centrum handlowym, 20 minut piechotą od wspomnianych miejsc. Pozostałe punkty leżą głównie na obrzeżach miasta.
Ja zdecydowałem się na stację w pobliżu innego centrum handlowego o mocy 140 kW. Niestety, pełna moc ładowania została szybko obcięta, ponieważ 15 minut po mnie podłączył się drugi samochód – dostępną mocą musieliśmy się więc dzielić, co wydłużyło mi postój. Po osiągnięciu oczekiwanego poziomu i odłączeniu wtyczki zrobiłem jeszcze honorową rundę wokół pięknie podświetlonego Pałacu Branickich. Pora na ostatni odcinek, który pokonam już w całkowitej ciemności. Rozświetlać go będą tylko światła licznych ciężarówek.
Gdy docieram do Augustowa, miasto wydaje się wymarłe. Choć godzina jest wczesnowieczorna, po chodnikach sporadycznie przemykają ludzie. W mieście mam dwie opcje ładowania – pierwsza, szybsza, na południowym brzegu miasta. Niestety, mówiąc "szybsza", mam na myśli punkt o mocy "zaledwie" 70 kW. Druga opcja z pewnością byłaby do rozważenia latem – stacja ładowania leży bowiem na hotelowo-restauracyjnym parkingu tuż nad jeziorem Necko.
Tymczasem wybór pierwszej opcji daje możliwość posilenia się na stacji benzynowej lub w sąsiedniej restauracji McDonald's. Niestety, znów lokalizacja na skraju miasta nie zachęca do aktywności turystycznych. Do przecinającej miasto rzeki Netta lub wspomnianego jeziora piechotą trzeba ze stacji iść co najmniej 30 minut.
Na tym etapie kończę już podróż po ścianie wschodniej i zaczynam się kierować na Warszawę. Powrót nie będzie łatwy, ponieważ nastąpiło załamanie pogody – śnieg gęsto sypie i mocno ogranicza widoczność. To będzie długa droga.
Podczas przerwy na ładowanie rzucam jeszcze okiem na mapę. Gdybym chciał pojechać bardziej na północ, nie miałbym problemu z ładowaniem. W Suwałkach nie brakuje bowiem złączy o wysokiej mocy i to nawet w centrum miasta. Niestety – na mapie ładowarek region na wschód od miasta do granicy świeci pustkami. Wprost przeciwnie jest na zachód od Suwałk.
Długa droga przed nami
Chociaż, jak wspomniałem na początku artykułu, stacji ładowania przybywa w Polsce z każdym rokiem, przyrost ten nie jest równomiernie rozłożony na wszystkie regiony kraju. Na ścianie wschodniej jest ich zdecydowanie za mało. Co prawda w większych miastach możemy się spodziewać przynajmniej jednej ładowarki, ale ze względu na ich lokalizację najczęściej trudno jest połączyć przymusową przerwę z możliwością zwiedzania zabytków.
Ma to także swoje dobre strony — umieszczenie stacji na obrzeżach miast pozwala szybciej dotrzeć do punktu ładowania i wrócić na trasę bez konieczności wjazdu do centrum, jeśli nam się spieszy. Innym problemem jest natomiast fakt, że w wielu przypadkach w mieście dostępna jest tylko jedna stacja. W razie jej awarii konieczne jest szukanie alternatywy nie w promieniu kilku, a kilkudziesięciu kilometrów. W podbramkowej sytuacji może to generować problemy i niepotrzebne nerwy, a przede wszystkim znacząco wydłużyć podróż.
Przy rosnącej liczbie aut elektrycznych trzeba się liczyć także z kolejkami pojazdów do ładowania. W mojej podróży, poza stacją początkową w Lublinie i końcową w Augustowie, zawsze towarzyszył mi podczas uzupełniania energii inny samochód. Tym samym zajmowaliśmy wszystkie dostępne złącza, co oznacza, że następny chętny musiałby czekać przynajmniej 20-30 minut na zwolnienie punktu.
Obecna infrastruktura umożliwia co prawda podróżowanie samochodem elektrycznym po wschodniej części kraju, ale wymaga to opracowania dobrego planu oraz rozpatrzenia opcji awaryjnych. Stacje rozmieszczone są w odległości nie większej niż 100-120 km, co daje możliwość podróżowania nawet autem z niewielkim akumulatorem. Na bezstresową i bezproblemową jazdę jeszcze niestety nie czas.
Artykuł powstał we współpracy z firmą FCA Poland. Nasi autorzy podczas podróży korzystają z samochodu marki Jeep udostępnionego nieodpłatnie przez firmę FCA Poland. Firma FCA Poland nie ma wpływu na jakiekolwiek treści, wypowiedzi ani opinie zawarte w artykule.