Motorrad Days – największy na świecie zlot fanów motocykli BMW

Motorrad Days – największy na świecie zlot fanów motocykli BMW

Łukasz Nowak
15 lipca 2019

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Garmisch Partenkirchen to miejsce, w którym rozgrywa się Konkurs Czterech Skoczni i Puchar Świata w skokach narciarskich. Jednym słowem stolica spotów zimowych. Jednak to miejsce przyciąga nawet latem. 50 tysięcy osób tylko czeka, aż z alpejskich dróg zniknie ostatnia zaspa śniegu. Wszystkiemu winne BMW Motorrad Days!

Odbywająca się co roku, od dziewiętnastu lat impreza, startuje zawsze w pierwszy weekend Lipca. To ogromny festyn dla miłośników dwóch kółek, zorganizowany z iście niemiecką starannością. BMW Motorrad zaprasza na niego wszystkich swoich fanów.

Tego lata długo zastanawiałem się jaki motocykl powinienem wybrać na wyprawę do "Ga-Pa", jak to mówią tubylcy. Jaki model ze stajni BMW Motorrad ma być moim kompanem w podróży przez góry? W pierwszej chwili myślałem o ultraturystycznej serii K1600.

Obraz
© Fot. Łukasz Ziętek

Rzędowa szóstka, na której BMW zjadło zęby i wyniosło ten układ cylindrów na technologiczny olimp, wydawała się być świetnym wyborem. Stojąc jednak w garażu w Monachium, pełnym prasowych motocykli BMW, tuż przed wystartowaniem w trasę, patrząc się na tego dwukołowego Jumbo Jet'a, zauważyłem najnowsze BMW R1250GS. Pachnący nowością królewski model Gelande Strasse który w przyszłym roku skończy czterdzieści lat, zalotnie błyszczał złotymi felgami.

Nigdy nie pałałem jakimś wielkim uczuciem do wyglądu tego motocykla. Duży GS wydawał mi się ciężki i niezgrabny. Trzymając się porównań do awiacji, kojarzył mi się raczej z promem kosmicznym niż zwinnym, dyspozycyjnym samolotem. Duży korpus, małe skrzydła. To przecież nie powinno latać.

Obraz
© Fot. Łukasz Ziętek

I choć miałem przed sobą trasę typu "strasse" a nie "gelande", pomyślałem: po co brać samolot, skoro można spróbować wahadłowca? I mimo mojej nieskrywanej miłości do młodziutkiej G310, przypominającej w tym towarzystwie ważkę albo komara, która na alpejskich serpentynach dałaby zapewne mnóstwo radości, postanowiłem nieco wcześniej wyprawić czterdziestkę wysokiemu GS-owi.

Gdy nadszedł wyczekiwany dzień wyjazdu, pojechałem odebrać motocykl. Spakowany w wodoszczelny plecak miałem na sobie trampki, starą motocyklową kurtkę, jeansy i sportowy kask. Spojrzałem w hotelowe lustro i od razu pomyślałem, że motocyklowi puryści zaraz mnie zniszczą, że te ciuchy nie pasują do tej klasy motocykla, bo seria R to właśnie pierwsza klasa, święty graal stajni BMW... no trudno... nie będę przecież kupował nowych ciuchów pod pożyczony motocykl. A lot pierwszą klasą w ulubionym dresie jest jednak nieco wygodniejszy niż w ciasnym garniturze.

Obraz
© Fot. Łukasz Ziętek

Uruchomiłem silnik. Wyświetlacz, który wygląda jak centrum dowodzenia wszechświatem przywitał mnie animacją rodem z najnowszych samochodów, dając do wyboru w jakim trybie chciałbym podróżować. Szybki ruch lewego kciuka, zawieszenie w trybie auto, kontrola trakcji włączona, ABS w gotowości, pora ruszać.

Jak od tej całej elektroniki zrobi się nudno to wszystko wyłączę i będzie dobra zabawa - pomyślałem. Ruszyłem i zaraz miasto, z którego musiałem najpierw się wydostać zaczęło o sobie przypominać. Skrzyżowanie, światła i korek.

Obraz
© Fot. Łukasz Ziętek

Ruszyłem pomiędzy autami na początek stawki i wtedy uświadomiłem sobie, że ta ogromna maszyna prowadzi się jak wspomniana wcześniej G310, a przecież w odróżnieniu od niej nie miała być wcale pogromcą miejskiej dżungli tylko wyprawową bestią. Land Roverem na dwóch kołach, który swojemu właścicielowi pozwoli odnaleźć chociażby źródło Nilu. Nie wybierałem się tak daleko. W chwilę później korzystając z dobrodziejstw niemieckiej autostrady napawałem się widokiem alpejskich szczytów, co pewien czas uświadamiając sobie, że prędkość z jaką jadę jest daleka od rozsądnej.

No a co ze wspomnianą nudą? Kiedy ten higieniczny i doskonały w konstrukcji motocykl zacznie kołysać mnie do snu? Przecież wszystko co było rozwijane od dziesięcioleci przez konstruktorów i co działa perfekcyjnie powinno wyjałowić tę maszynę z resztek romantycznej niedoskonałości.

Obraz
© Fot. Łukasz Ziętek

Zadawałem sobie to pytanie, zbliżając się do podnóża Alp, ostatniego odcinka podróży na Motorrad Days, który nieoczekiwanie miał dać odpowiedź na moje pytanie.

Pierwszy zakręt górskiej drogi, redukcja biegu bez sprzęgła i szok, niedowierzanie! Nagle okazało się, że ten germański czołg, pokonuje łuk po łuku jak grecki maratończyk. Chce iść nisko na granicy przyczepności. Elektronika, która na początku wydawała się być zbędnym gadżetem, tworzy z dopracowywaną przez lata mechaniką związek idealny. Związek, którego dzieckiem jest czysta radość z jazdy. Już rozumiem dlaczego w górach jest tych motocykli pełno!

Obraz
© Fot. Łukasz Ziętek

To nie przypadek, że marka BMW wybrała właśnie to miejsce. Otoczone jeziorami, lasami i krętymi drogami Garmisch Partenkirchen jest oazą spokoju. Niezależnie od tego skąd wyruszymy, trasa będzie nas prowadzić za rękę w kierunku czystej przyjemności, stopniowo stymulując każdy ze zmysłów, żeby po dotarciu na miejsce totalnie nas wyluzować.

Z szerokimi z podniecenia źrenicami dotarłem na celu. Spokojne miasteczko, którego tradycje sięgają cesarstwa rzymskiego opanowane było przez chyba wszystkie modele BMW, jakie kiedykolwiek jeździły po drogach. Kierowany znakami jechałem spokojnie w kierunku imprezy.

Obraz
© Fot. Łukasz Ziętek

Cel był konkretnie określony. Prosto do głównego namiotu, żeby ochłonąć i... się napić! Pomijam atrakcje niemieckiej kuchni, ale zapewniam Was, że każdy znajdzie tu coś dla siebie i nie umrze z głodu. Nie uważam się za osobę małomówną, ale pierwsze, drugie piwo i kelnerka o biuście większym niż kufle, które niesie, szybko rozwiązują język. Tematy do rozmowy pojawiają się w jednej chwili.

Rozmawiamy (nie z kelnerką) o tym, jak działa telelever, paralever i czy w trybie RAIN kontrola trakcji nie ingeruje zbyt mocno. Nagle okazuje się, że jeszcze przed chwilą, obca osoba słucha z zainteresowaniem o zmiennych fazach rozrządu w najnowszej konstrukcji silnika bokser i nie ziewa ze znudzenia. Spokojnie! To miejsce nie tylko dla technologicznych wariatów wpatrzonych w najnowszy elektryczny koncept nawiązujący do serii R.

Obraz
© Fot. Łukasz Ziętek

Kilkadziesiąt metrów dalej, w namiocie Heritage z dumą prezentowało się kolejne dziecko marki, model R18. Wielki i majestatyczny cruiser prężył swoje dwa wielkie, zalane chromem cylindry w otoczeniu customowych wariacji na temat R nineT.

Rozmawiając z ludźmi i obserwując wszystko wokół zdałem sobie sprawę, że motocyklowy świat nie idzie tylko naprzód, ale rozrasta się też na boki, zacierając dotychczas istniejące granice. Dzięki customerom najnowsza technologia łączy się z klasyką w niebanalny sposób.

Obraz
© Fot. Łukasz Ziętek

Lubię ten mariaż kompetnie różnych stylów. Wydawać by się mogło, że impreza zorganizowana prze Niemców będzie poukładana do bólu, ale zapewniam Was, że tak nie jest. Oczywiście nie zabraknie tu pokazów driftu na motocyklu, palenia gumy i wszelkich atawistycznych przyjemności.

Motorrad Days to motocyklowy, współczesny Berlin. Tygiel mieszający najnowsze modele dla ustatkowanych ludzi i owoce śmiałej twórczości oświeconych wariatów, z których jedni i drudzy czują się szczęśliwi, przyjeżdżając do "Ga-Pa" całymi rodzinami.

Obraz
© Fot. Łukasz Ziętek

Odwiedzając kolejny rok z rzędu moją ulubioną atrakcję - beczkę śmierci, w której grupa neo-rockersów robi show, jeżdżąc już nie tylko motocyklami, ale też gokartami po pionowej ścianie - jak zawsze bawiłem się świetnie. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie szkółka trialu dla najmłodszych. Wiem, że brzmi to mało wyjątkowo, ale fakt, że kilkuletnie dzieciaki jeździły na elektrycznych motocyklach potrafi wzruszyć.

BMW Motorrad Days to miejsce, w którym można przede wszystkim być świadkiem rewolucji technologicznej w podejściu do konstruowania jednośladów, ale też korzystając z tej nowoczesnej technologii, wymyślonej i implementowanej przez BMW pozostać sobą. Bo kto powiedział, że na wyprawowym enduro nie można jeździć w trampkach? Nie mogę się już doczekać co spotka mnie za rok, na okrągłej dwudziestej edycji imprezy.

Obraz
© Fot. Łukasz Ziętek

Do zobaczenia za rok na 20. BMW Motorrad Days.

Źródło artykułu:WP Autokult
Komentarze (0)