Gdzie UE popełnia błąd? Krótkie wyjaśnienie z V8 z Lexusa LC500
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Spieszcie się kupować V8. Przed nami ostatnie lata, w których te silniki wyjeżdżają z salonów w niezmąconej niczym formie. Te motory to barbarzyńcy, skazani na wymarcie przez przepisy równie brutalne, co one same.
Ograniczenie emisji spalin jest absolutnie konieczne. Przepisy, które zmuszają wielkie korporacje samochodowe do hybrydyzacji i elektryfikacji swoich gam modelowych to naturalna droga ewolucji na drodze do normalnej mobilności. Samochody produkowane masowo powinny być możliwie najczystsze. Sprzedawane w milionach egzemplarzy, wypełniają szczelnie nawet najszersze miejskie arterie.
To pojazdy, które ułatwiają przemieszczanie całych społeczeństw. One powinny być czyste. To dzięki nim codziennie dostajemy się do szkoły i pracy. To one przejeżdżają obok przystanków i przejść dla pieszych, na których w godzinach szczytu stoją tłumy ludzi „inhalujących” się spalinami z bezpośredniego otoczenia codziennego ruchu samochodowego.
Dlatego nowoczesna motoryzacja potrzebuje hybryd i aut elektrycznych. To takimi samochodami powinniśmy jeździć na co dzień. I tutaj powinien włączyć się rozsądek. Przepisy, które regulują normy emisji spalin dla całych koncernów, powinny wyłączać z nich samochody, które nie stanowią dużej masy na drogach. Po co regulować to, co rzadkie i w skali transportu w całym mieście, wręcz nieznaczące?
Lexus LC (co warto podkreślić, w tym hybrydowy LC500h) sprzedaje się w tempie około 3 tys. sztuk rocznie w skali globalnej. Dla porównania Toyota Corolla, produkowana przez ten sam koncern znalazła w 2019 roku 19,7 tys. nabywców... w samej Polsce. Do tego Corollą czy podobnie sprzedającą się Octavią, kierowcy pokonają co roku wiele tysięcy kilometrów.
Podczas 3-dniowych testów lexusów i toyot mogłem sobie przypomnieć, jak cudowny jest LC500. Naciśnięcie guzika startera nie powoduje jedynie włączenia silnika. To przycisk, który budzi coś do życia. Żaden 2-litrowy silnik tego nie da. Żadne dźwięki z głośnika tego nie zastąpią.
5-litrowe, wolnossące V8 przerzuca na tylną oś japońskiego gran turismo 464 KM, które szarpią nią niepokornie przy każdym mocniejszym wciśnięciu gazu. Lexus ubrał ten fenomenalny w swej oldschoolowości napęd w spektakularne nadwozie i niepowtarzalne wnętrze. LC500 wygląda jak samochód za okrągłą bańkę, a startuje od 569 tys. Zł.
To i tak sprawia, że LC500 jest samochodem dla wybranych. Nigdy nie będzie modelem masowym, który zaleje drogi wrzaskami niezliczonych V8. Droga UE, zostaw takie samochody w spokoju. Są niczym w emisji masowego ruchu drogowego, a są wszystkim dla kochających samochody.