F1: Verstappen zdetronizowany. GP Singapuru zaskoczyło wszystkich!

No Verstappen, no problem? Red Bull nie prezentował się najlepiej na ulicach Singapuru, lecz inne ekipy zdecydowanie zadbały o to, by kibice nie nudzili się niedzielnego popołudnia!

Po raz pierwszy w tym sezonie na czele stawki próżno było szukać Red Bulla
Po raz pierwszy w tym sezonie na czele stawki próżno było szukać Red Bulla
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/EPA/TOM WHITE
Kamil Niewiński

17.09.2023 | aktual.: 17.09.2023 17:35

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Początek wyścigu wcale nie zapowiadał takiego chaosu. Carlos Sainz wystartował bardzo dobrze i utrzymał prowadzenie, a jego teammate z Ferrari Charles Leclerc przypuścił udany atak na zawodnika Mercedesa, George’a Russella, obejmując drugą lokatę. Po fatalnych kwalifikacjach Max Verstappen wskoczył zaś z 11. na 8. pozycję. Poza tym start wyścigu był dość spokojny.

Nudy skończyły się na 19. okrążeniu, kiedy to Logan Sargeant uderzył w bandę i doszczętnie zniszczył swoje przednie skrzydło. Odłamki porozrzucane po torze zmusiły stewardów do wypuszczenia na tor Samochodu Bezpieczeństwa. Do boksu zjechali zarówno Sainz, jak i Leclerc, a bardzo wolny pit-stop tego drugiego zrzucił go aż na szóstą pozycję. 

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nadzieję w serca fanów Red Bulla mógł wlać fakt, że do boksu nie zjechał Verstappen i dzięki temu awansował na drugą pozycję. Restart potwierdził jednak, że w Singapurze Czerwone Byki miały naprawdę słabą formę — Sainz momentalnie odjechał Holendrowi. Zjazd do pit-stopu zepchnął obu zawodników RBR jeszcze niżej.

Znów mieliśmy moment spokoju, lecz była to tylko cisza przed burzą. Na 44. okrążeniu na wyjeździe z alei serwisowej w wyniku awarii zatrzymał się Esteban Ocon. Wirtualny Samochód Bezpieczeństwa po raz kolejny ściągnął stawkę do boksów i przez ponad 15 okrążeń mogliśmy być świadkami pasjonującej walki o triumf w Grand Prix pomiędzy aż pięcioma kierowcami!

Z batalii dość szybko odpadł Charles Leclerc, połknięty przez oba mercedesy. Te zaś szybko zbliżały się do prowadzącego Sainza. Hiszpanowi, chociaż bynajmniej niecelowo, bardzo pomagał Norris, jego były kolega z zespołu, który jadąc na P2, skutecznie blokował rywali będących na szybszych oponach.

Na ostatnim okrążeniu Sainz, Norris, Russell i Hamilton jechali niemal tuż za sobą. Wtedy jednak w słynnym zakręcie nr 10 poważny błąd popełnił Russell, który kompletnie przestrzelił hamowanie i wylądował w bandzie. Mercedes stracił więc nie tylko szanse na triumf, ale również bardzo solidne punkty do klasyfikacji konstruktorów.

Po raz pierwszy w tym sezonie wyścig wygrał kierowca innego zespołu niż Red Bull. Pierwszy na metę wpadł Sainz, a dosłownie tuż za nim Norris i Hamilton. Na 4. miejscu dojechał Leclerc, a dopiero na 5. Max Verstappen, którego historyczna seria wygranych wyścigów z rzędu skończyła się na 10.

Czołową dziesiątkę uzupełnili Pierre Gasly (Alpine), Oscar Piastri (McLaren), Sergio Perez (Red Bull), Liam Lawson (AlphaTauri), dla którego były to pierwsze punkty w F1, a także Kevin Magnussen (Haas).

Nie będziemy musieli długo czekać na kolejne emocje związane z F1. Już za tydzień na torze Suzuka odbędzie się GP Japonii. Czy Red Bull pokaże, że Singapur był tylko wypadkiem przy pracy, czy może będzie to potwierdzenie, że w ekipie z Milton Keynes coś się zacięło?

Komentarze (0)