Enrico Fumia w szczerym wywiadzie. Po latach współtwórca Multipli ujawnia prawdę o pracy dla Fiata w latach 90.
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Choć nigdy nie przebił się do alei sław projektantów samochodowych, na swoim koncie ma wiele słynnych prac. To on stworzył między innymi Alfę Romeo GTV, Lancię Ypsilon czy Ferrari F90. Dziś siedemdziesięcioletni już Włoch bez ogródek opowiada o swojej pracy w latach 90. W naszym wywiadzie ujawnia kulisy powstania szeregu dobrze znanych dziś modeli.
Oto #HIT2019. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Enrico Fumia musi być spełnionym człowiekiem. Gdy zaprosił mnie na obiad do siebie do domu, dotarłem do eleganckiej, willowej dzielnicy położonej na górskich zboczach pod Turynem. To w tym regionie się urodził i rozwijał swoją karierę – podobnie jak cały otaczający go przemysł motoryzacyjny. Korzystając z dogodnego ułożenia swojego tarasu mógł wskazywać palcem na różne części położonej poniżej doliny.
- O, tutaj, po prawej, jest Cambiano. Tam zacząłem swoją pracę w Pininfarinie, z którą byłem związany dużą część swojego życia. Potem przeszedłem do biura Fiata zlokalizowanego o tam, w samym centrum Turynu – wskazuje Fumia na miasto, oddając się chwili refleksji. Jak się miało okazać, ta część jego kariery miała słodko-gorzki wymiar.
Da Vinci motoryzacji
Fumia nigdy nie myślał nawet o podążaniu żadną inną ścieżką kariery niż projektanta samochodów. Swój pierwszy projekt wysłał do innego biura stylistycznego z Turynu, Studio Bertone, jeszcze jako nastolatek. Pomysły osiemnastoletniego pasjonata zostały wykorzystane przy projekcie Siaty Spring, niewielkiego, skierowanego do młodzieży kabrioletu bazującego na Fiacie 850.
Dzięki wczesnym sukcesom jego kariera szybko się sprofesjonalizowała. Ledwo parę lat później młody projektant skończył w Turynie studia z inżynierii wiatrowej. Wiedzę na temat aerodynamiki mógł szybko wykorzystać w Pininfarinie, gdzie został z miejsca zatrudniony. W ciągu paru lat awansował na pozycję dyrektora działu badań i rozwoju. Wtedy to zaczął być odpowiedzialny za pierwsze ważne projekty.
Fumia prowadzi mnie do swojego gabinetu, by pokazać mi, jak niepozorne początki miały niektóre bardzo znane modele. Choć dziś ten rześki Włoch ma już ponad siedemdziesiąt lat, dalej oddaje się pracy kreatywnej. Otoczenie jego biurka wygląda jak stanowisko pracy współczesnego Leonarda da Vinci. Z jednej strony są tu renesansowe malowidła, ale z drugiej – także różne nowoczesne wynalazki.
"To właśnie tutaj, w Turynie tak bardzo mógł rozwinąć się Fiat i cały przemysł motoryzacyjny, ponieważ region ten zawsze stał na wysokim poziomie technologicznym. Na miejscu mieliśmy dostęp do różnych innowacyjnych technologii, do których reszta przemysłu, nawet Niemcy, docierali z opóźnieniem" – wyjawia.
Podnosi leżącą na szafce żarówkę halogenową. "Na przykład taka żarówka. Wynalezienie takiej kompaktowej i mocnej lampki otworzyło przed nami zupełnie nowe możliwości w projektowaniu przodów aut. Żarówki te po raz pierwszy wykorzystałem w 1981 roku podczas prac nad koncepcyjnym modelem Audi Quartz. Chwilę później skończyliśmy także projekt Alfy Romeo GTV, ale ludzie z Fiata przez parę lat trzymali ten projekt w szufladzie. Nie tylko ten zresztą. Ci ludzie nie wiedzieli, co robią."
Kariera naznaczona złością i żalem
Fumia w swoich wypowiedziach nie przebiera w słowach. Widać, że to bardzo pewny siebie, wierzący w swój nieprzeciętny talent artysta. Jego charakter doprowadził zresztą do jego rozstania z Pininfariną, gdzie pracę utrudniał mu konflikt z Lorenzo Ramaciottim. Urodzony w Modenie równolatek Fumii w kolejnych latach uzyskał dużo większą sławę. Kulminacją jego kariery była pozycja szefa designu całego koncernu Fiata. Obaj panowie po dziś dzień, dyplomatycznie mówiąc, nie darzą się sympatią…
Po zaprojektowaniu szeregu Alf Romeo, Fumia przeszedł do studia stylistycznego Lancii, które działało jako część studia I.DE.A Institute. Tam stworzył swój być może najsłynniejszy projekt: Lancii Ypsilon. Eleganckie auto miejskie bazujące na Fiacie Punto spotkało się z rewelacyjnym przyjęciem na wielu rynkach, także w Polsce. Projekt ten najpełniej pokazuje ulubione motywy w pracy Fumii: przyciągające uwagę łuki tworzące charakterystyczny kształt nadwozia oraz symetrię pomiędzy przodem a tyłem. Dzięki temu niewielka Lancia po dziś dzień zachowuje charakterystyczny, wpadający w pamięć wygląd.
Idąc za ciosem, Fumia chciał stworzyć utrzymany w podobnym stylu model Lancii w klasie średniej – Lybrę. Jeszcze w tym samym 1992 roku zaprojektował nowocześnie wyglądającą parę sedana i kombi. Na drodze znów stanęła mu "góra" z Fiata. - Kazali mi całkowicie zmienić projekt. Chcąc zrobić z Lybry samochód elegancki, zamarzyli sobie motywy retro w stylu lat 30. Nie zgodziłem się na to. To kolejny projekt, który leżał długo w szufladzie. Ostatecznie pracę za mnie dokończył ktoś inny. Do mojego nadwozia przykleił zupełnie bez konsekwencji inny przód z okrągłymi światłami. Przez to cały samochód wyglądał bez sensu. No i wszedł do produkcji dużo za późno – aż sześć lat po moim pierwszym rysunku! - stwierdza Włoch.
Po pięcioletnim pobycie w Lancii, Fumia zaliczył awans poziomy na pozycję projektanta odpowiedzialnego za różne modele w całej Grupie Fiata. Tam stworzył wnętrze Maserati 3200 GT (zwróćcie uwagę na powracający motyw łuków i symetrii). To wtedy też w Centro Stile Fiat powstawał najbardziej kontrowersyjny projekt w jego karierze – Fiata Multipli.
Jak sam Włoch zaznacza, to nie on zaprojektował to dobrze znane nadwozie i to nie od niego wyszedł pomysł stworzenia takiego samochodu. Za to możemy podziękować jego koledze Roberto Giolicie, który zresztą do tej pory jest szefem designu Fiat Professional. Multipla powstawała jednak do pewnego stopnia pod zwierzchnictwem Fumii, przez co jest z nim emocjonalnie związany. Tym razem mój rozmówca już się nie złości i nie wygraża żadnemu ze swoich oponentów, ale mówi raczej… z żalem.
- Projekt Multipli określiłbym jako straconą szansę – przyznaje zamyślony. - Sam pomysł był dobry. W duchu był bliski oryginalnemu Fiatowi 600 Multipla. Jego przyjęcie zepsuły jednak niezdarne proporcje. Głównym grzechem są bardzo duże boczne przeszklenia. Duże szyby są potrzebne dla dobrej widoczności, ale nie można też przesadzić. Pamiętam, że kiedyś zagadał mnie z wyrzutem pewien taksówkarz jeżdżący Multiplą. Powiedział, że jedna kobieta odmówiła jazdy jego autem, bo… przechodnie mieli za dobry widok na jej nogi!
Po kilku zdaniach Fumia powraca jednak do swoich zgorzkniałych opinii. "Ludzie określili Multiplę jako brzydką, nie mając pojęcia o rewelacyjnej funkcjonalności tego projektu. Tak naprawdę sama konstrukcja została zaczerpnięta z projektu Giorgietto Giugiaro z lat 80., z bardzo dobrego projektu Italdesign Capsula. W Fiacie nikt tego nie przyzna, ale tak właśnie było."
Skoro pomysł sześcioosobowego, przestronnego minivana był taki dobry, to czemu nikt już do niego nie wrócił poza Hondą z modelem FR-V? - To dobry pomysł zaprzepaszczony przez ludzi z działów marketingu. Oni nie mają pojęcia o motoryzacji. Ich głównymi cechami jest ignorancja i absolutny brak wizji rozwoju motoryzacji. Z tego co widzę, z roku na rok ten dramat się tylko powiększa.
Dzieło życia: samochód, o którym nie słyszałeś
Jest jednak jeden samochód, w którym Enrico Fumia jest zakochany bezwarunkowo. I jego historia jest zawiła. Dziełem życia projektanta jest bowiem samochód, o którego istnieniu wie bardzo mało osób. Przez pierwsze wiele lat – nie wiedział o nim nawet sam producent, którego znaczek spoczywał na masce samochodu… Jak to możliwe?
- Pewnego razu, gdy jeszcze pracowałem w Pininfarinie, przyleciał do nas dealer Ferrari z Singapuru. Powiedział, że reprezentuje pewnego bardzo zamożnego klienta z Dalekiego Wschodu. Ten tajemniczy klient chce złożyć nam zamówienie na wyjątkowy samochód, który powstanie tylko w jednej sztuce, tylko dla niego. Ma jednak jeden warunek: nikt się nie może dowiedzieć o jego istnieniu.
Tak powstało superauto Ferrari, o którym nikt nie słyszał… nawet ludzie z samego Ferrari. Studio Pininfarina stworzyło ten bazujący na Testarossie projekt w całkowitej tajemnicy i po ukończeniu od razu wysłało pod przykryciem do Singapuru. - Takie działanie stawiało nas w bardzo trudnej pozycji, ale zadowolony klient wracał po kolejne projekty. Kupował od nas dziesiątki samochodów rocznie. Pininfarinie były bardzo potrzebne te pieniądze i możliwe że tylko dzięki niemu ta firma nie zbankrutowała. Mimo wszystko źle się z tym czułem, bo okłamywałem Ferrari – firmę, która przez wiele lat była głównym klientem Pininfariny. Czułem, jakbym zdradzał Ferrari z kochanką – śmieje się dziś Fumia.
Dopiero z czasem okazało się, że tym tajemniczym mocodawcą jest Hassanal Bolkiah, władca niewielkiego sułtanatu Brunei położonego na wyspie Borneo. Dzięki bogatym złożom ropy naftowej i gazu ziemnego, sułtan ten zyskał bajeczny majątek. Wraz z bratem Jefrim przeznaczał fortunę na wielkie jachty, drogie kamienie i unikalne samochody.
Przez ostatnie 20 lat część z tych tajemniczych aut z jego kolekcji ujrzała światło dzienne, budując legendę słynnej "kolekcji sułtana Brunei". Wiele ze stworzonych dla niego dzieł na kołach jednak po dziś dzień pozostaje nieodkrytych. O ich istnieniu wie tylko Fumia, parę jego byłych współpracowników z Turynu i garstka osób z położonego na drugim końca świata sułtanatu.
I ta historia nie kończy się jednak w życiu Fumii happy endem. Liczącą parę tysięcy unikatowych superaut kolekcję ich właściciel przechowuje w skrajnie złych warunkach ceglanych garaży przykrytych blachą falistą. Od początku lat 90. modele te zdążyły zarosnąć mchem i grzybem od wilgotnego, tropikalnego klimatu, ich lakiery wyblaknąć, a plastiki w ich wnętrzach wręcz stopić się od panującego w halach gorąca.
Enrico Fumii do tej pory nie udało się dotrzeć do nikogo z rodziny władców Brunei, ale nie ustaje w wysiłkach, by wydobyć z tego miejsca swój ukochany samochód i przywrócić mu stan świetności. By wywalczyć to, na czym zawsze mu jako artyście zależało: należytej mu sławie i uznaniu.