Dyrektor Ferrari dla Autokultu: "Utrzymamy V12 przy życiu tak długo, jak to będzie możliwe"
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Podczas gdy nie ustają głosy o konieczności przejścia całego przemysłu motoryzacyjnego na elektromobilność, Ferrari prezentuje nowy model z tak tradycyjnym jak to tylko możliwe, 6,5-litrowym silnikiem V12. O tym, co to oznacza dla marki i jaka będzie jej przyszłość rozmawiam z dyrektorem Ferrari ds. sprzedaży Enrico Gallierą.
Mateusz Żuchowski: O co Ferrari jest proszone częściej przez klientów: o tradycyjny silnik V12 czy o elektryczny?
Enrico Galliera, dyrektor Ferrari ds. sprzedaży: Sami sobie zadawaliśmy to pytanie już podczas tworzenia naszej pierwszej hybrydy plug-in, SF90 Stradale. To było cztery lata temu, gdy zapotrzebowanie na nasze jednostki spalinowe, w tym tradycyjne V12, było bardzo duże. Jeszcze nawet podczas testów, gdy jeździliśmy zamaskowanymi mułami po drogach, zadawaliśmy sobie pytanie "czy jesteśmy pewni, że tego chcą nasi klienci?". Prawidłowa odpowiedź brzmi: "absolutnie tak".
Dlaczego? Po pierwsze, ponieważ prąd wykorzystujemy jako realne narzędzie do osiągnięcia przewagi na polu osiągów, to nie jest sztuka dla sztuki. Jest też tutaj co prawda korzyść z lepszego wyniku emisji spalin, ale to dla nas poboczny skutek. Nie zawiedliśmy naszych klientów, ponieważ z pomocą napędu elektrycznego stworzyliśmy model o najlepszych osiągach w naszej historii. Z czasem docenili oni zalety tego napędu nawet bardziej, na przykład gdy mogą w weekendowy poranek wyjechać z miasta wyłącznie z użyciem napędu elektrycznego, nie narażając się na krytyczne głosy ze strony sąsiadów odnośnie ryczącego silnika.
Jesteśmy więc przekonani, że napęd elektryczny ma potencjał i stanowi część naszej przyszłości. Już w tej chwili hybrydy stanowią ponad połowę naszej produkcji. Wkrótce zaprezentujemy całkowicie nową część naszej fabryki w Maranello, która została zaprojektowana i zbudowana wyłącznie z myślą o produkcji naszych nowych jednostek elektrycznych. W elektryfikację inwestujemy więc ogromne kwoty, czego wynikiem będzie premiera jeszcze przed końcem 2025 r. naszego pierwszego w pełni elektrycznego modelu.
Zrealizowanie go z gwarancją, że będzie to nadal stuprocentowe Ferrari, stanowi ogromne wyzwanie, ale jesteśmy tego świadomi. Nie zakochujemy się jednak w żadnej jednej konkretnej technologii: mamy hybrydy z V6, z V8, mamy wolnossące V12, i będziemy je utrzymywać tak długo, jak to będzie możliwe. Takie napędy jak najbardziej mają swoje miejsce na rynku, mają stałe grono powracających nabywców, więc ich dalsze oferowanie jest jak najbardziej uzasadnione.
Tak długo, jak to będzie możliwe, czyli ile? Jaka przyszłość czeka ten silnik? Z jednej strony słyszymy, że utrzymanie takich konstrukcji na rynku jest coraz trudniejsze, a z drugiej to 6,5-litrowe V12 sięga nowych wyżyn wydajności: generuje aż 830 KM, co dalej niewiarygodny wręcz przy takiej pojemności i braku turbo wynik 128 KM z litra.
Jako że jest to model debiutujący na rynku, musiał on spełnić nie tylko obecne, ale i przyszłe normy emisji spalin. Jesteśmy już pewni wyniku w Euro6e, która zacznie obowiązywać od 2026 r., a co przyniosą kolejne lata, tego tak naprawdę nie wie nikt. Naszym celem jest pozostanie elastycznymi, tak aby odpowiedzieć na obecne i przyszłe oczekiwania tak klientów, jak i ustawodawców w różnych częściach świata.
Inwestujemy więc w silniki wolnossące, turbodoładowane, hybrydowe i elektryczne. Spełnianie norm z pomocą wolnossącego V12 jest już jednak wybitnie trudne i bardzo drogie - dlatego też jesteśmy ostatnim producentem samochodów tej wielkości, który oferuje model z takim napędem bez wspomagania się żadnym turbodoładowaniem czy elektryfikacją. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy i zainwestowaliśmy naprawdę ogromne środki, by utrzymać ten ważny silnik przy życiu.
Czy wobec powyższego i faktu, że celebrujecie obecność V12 już w samej nazwie, możemy sądzić, że to ostatnie Ferrari z takim silnikiem?
Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie ponieważ nigdy nie komentujemy hipotez dotyczących naszej przyszłości. Mogę powtórzyć tylko to, co mówiłem już na dorocznym spotkaniu akcjonariuszy: inwestujemy dalej w silnik V12, ponieważ bylibyśmy aroganccy sądząc, że to my zdecydujemy, do której technologii będzie należała przyszłość. Dlatego inwestujemy we wszystkie. O kierunku naszego dalszego rozwoju zdecydują w pierwszej kolejności nasi klienci.
O nazwie 12Cilindri zdecydowaliśmy już, podobnie jak i pracach nad tym modelem, cztery lata temu. Przed podjęciem decyzji co do dalszych losów naszego V12 przeprowadziliśmy mnóstwo rozmów. W przypadku nazwy F8 Tributo oddaliśmy nazwą tego modelu hołd naszemu silnikowi V8 [był to ostatni model w tej linii przed pojawieniem się hybryd - przyp. red.].
W tym przypadku chcieliśmy oddać hołd faktowi, że w dzisiejszych czasach nadal jesteśmy w stanie utrzymać silnik V12 na rynku i to w tak dobrej formie - lepszej niż kiedykolwiek wcześniej. Dlatego poczuliśmy, że właściwe było nazwanie Ferrari 12Cilindri w ten sposób.
Dlaczego właściwie tak ważne jest utrzymanie wolnossącego V12 przy życiu i dlaczego klienci marki nadal go wybierają?
Jako profesjonaliści dysponujemy na to odpowiednimi danymi. W tym przypadku zawierają się one w wykresie pięciokątnym, którego kolejne osie określają następujące parametry: przyspieszenie wzdłużne, przyspieszenie poprzeczne, hamowanie, dźwięk i zmiany biegów. Z właściwymi systemami każdy samochód, również elektryczny, potrafi osiągnąć bardzo wysokie noty w pierwszych trzech kategoriach. Ale ostatnie dwie kategorie są domeną najlepszych aut z silnikami spalinowymi.
Nasz główny inżynier Gianmaria Fugulenzi najbardziej w 12Cilindri ceni sobie właśnie te dwie właściwości. Mówi tak: "moim ulubionym elementem w tym modelu jest chwila redukcji biegu. W tym momencie cały samochód wchodzi w rejestry wibracji i dźwięku, który przeszywa całe twoje ciało". To jest coś, co pozostaje poza zasięgiem samochodu elektrycznego.
Tymczasem… nie mogę ci powiedzieć, nad czym w tej chwili pracujemy, ale zdradzę, że szukamy rozwiązań, które by zniwelowały te niedobory napędu elektrycznego innymi przewagami, które oferują. I jestem pewien, że rynek przyzna nam rację, podobnie jak zrobił to już z hybrydami plug-in. Tak, napędy elektryczne nie mają przeszywającego śpiewu naszego V12, ale można w nich odnaleźć coś, co zastąpi brak ekscytacji z tego dźwięku i zmiany biegów - i nie mówimy tutaj o puszczaniu jakichś sztucznych dźwięków, a wzmacnianiu tych doznań, które tkwią w silnikach elektrycznych. Odpowiedź poznacie już bardzo niedługo - przyszły rok już za pasem.
Tymczasem jeśli chodzi o wolnossące V12, o jego wartości najlepiej przemawia tak naprawdę jeszcze jeden, prostszy fakt: wielkość uśmiechu i przejęcie na twarzy widoczne u kierowców, którzy prowadzą Ferrari z takim napędem. Jeden rzut oka i wszystko jest jasne.