Pierwsza jazda: DS 9 - wchodzi do segmentu premium na własnych zasadach
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Francuzi zjednoczeni w grupie Stellantis (czyli np. Citroën i Peugeot) wracają do segmentu luksusowych limuzyn pod marką DS. Czy mają jeszcze "to coś"? Czy mogą zagrozić najlepszym? Postanowiłem to sprawdzić, spędzając dzień z nowym DS 9.
Można zastanawiać się, czy wydzielona z linii modelowej Citroëna marka DS znajdzie jeszcze dla siebie miejsce na zatłoczonym rynku motoryzacyjnym. Gigant Stellantis ma przecież w portfolio takie marki jak Citroën, Peugeot, Opel czy nawet Alfa Romeo. Pierwsza z nich ma być nieco tańsza, druga nieco droższa, Opel ma być pionierem elektromobilności, a na Alfę Romeo najwyraźniej zabrakło pomysłu. Brakowało też czegoś naprawdę premium.
Chociaż "brakowało" jest nieco krzywdzącym określeniem. Od kilku lat Francuzi rozwijają przecież markę DS, która przynajmniej nazwą nawiązuje do legendarnego samochodu emanującego stylem i zaawansowaną technologią. DS w Polsce był traktowany niemal po macoszemu, w ofercie był do niedawna tak naprawdę tylko jeden duży SUV, później uzupełniono salony jeszcze ekstrawaganckim crossoverem DS 3. Teraz do oferty dołącza DS 9, który jest prawie 5-metrowym sedanem.
Z czym mamy do czynienia? Najprościej mówiąc - z konkurentem Mercedesa Klasy E czy Audi A6 w cenie skromnie wyposażonych egzemplarzy niemieckich modeli. DS 9 jest sporym sedanem, a na pewno będzie rzadkim widokiem na drogach – importer przewiduje, że do końca roku sprzeda ok. 30 sztuk, a w 2022 roku nowych właścicieli ma znaleźć ok. 100 aut. Co ich skusi?
Przede wszystkim sam fakt, że nie jest to samochód niemiecki. Tam, gdzie Mercedes postawił na dość barokowe wnętrze opasane rozmaitymi światłami LED, a Audi zastąpiło wszystko ekranami, wkracza on: DS 9 z obracającym się przy uruchamianiu auta zegarkiem B.R.M., ze skórą Nappa imitującą pasek zegarka, giloszowanymi przyciskami czy 14-głośnikowym zestawem Focal. Z zewnątrz też jest na co popatrzeć. Choć DS 9 ma ograniczoną paletę kolorów, na masce ma szablę, kierunkowskazy są na czubku słupków C, a elementy świateł przekręcają się przed rozpoczęciem jazdy. Dzieje się.
To wszystko może robić wrażenie, ale brakuje tu uczucia premium, znanego chociażby z ciekawiej - moim zdaniem - wyposażonych modeli BMW. Obok giloszowanych przycisków znajdziemy dźwignię zmiany przełożenia z aut Opla czy Peugeota, system multimedialny dalej nie wyznacza standardów (i da się wyczuć jego pochodzenie, i wiek), a kamera cofania jest jakby krokiem wstecz wobec tego, co widzieliśmy w peugeotach – a i tak poprzeczka była ustawiona bardzo nisko. Jeśli więc kiedykolwiek mieliście kontakt z ostatnimi dziełami grupy PSA, DS 9 nie będzie miał asa w rękawie, chyba że za takiego uznamy kamerę na podczerwień ułatwiającą jazdę w nocy (choć i tak jest ona obecna w niżej pozycjonowanym Peugeocie 508).
Warto jednak odstawić na bok uprzedzenia i wybrać się na przejażdżkę. Laminowane szyby z folią akustyczną i klejonymi panelami nadwozia sprawiają, że w środku jest bardzo cicho. Każde z 4 miejsc może być podgrzewane, wentylowane i ma funkcję masażu. W takich warunkach bardzo łatwo o nabijanie kolejnych kilometrów. Sam DS 9 wykorzystuje też kamerę do obserwowania nawierzchni drogi, przygotowując się do wybierania nierówności, co przychodzi mu z łatwością, choć brakuje mu dodatkowych "poduszek" w amortyzatorach, które znamy chociażby z citroëna.
Nie ma tu diesli
Pod maską znajdziemy benzynową jednostkę o pojemności 1,6 l. W bazowych egzemplarzach generuje ona 225 KM. W ofercie jest też jednostka wspomagana układem hybrydowym o takiej samej mocy, który można ładować z gniazdka. Nie ma tu diesli. "Na prądzie" auto może przejechać w teorii ok. 50 km, choć podczas pierwszej przejażdżki komputer pokładowy skłaniał się raczej ku wartości 35-40 km. Później w ofercie pojawi się układ napędowy z najszybszego peugeota w historii, czyli 508 PSE, generujący 360 KM. Ma on dwa silniki elektryczne i ten sam motor benzynowy. Miałem okazję przejechać się takim egzemplarzem i muszę podkreślić, że jest to szybkie auto, ale pod żadnym pozorem nie jest to samochód sportowy.
Przejdźmy do konkretów – cen
Konfiguracja auta jest prosta, bowiem importer wyznaczył dwie linie stylistyczne pokroju Performance line + oraz Rivoli. Jeśli chcecie mieć tylko silnik spalinowy, mówimy tu o kwocie 205 900 zł w pierwszej oraz 224 900 zł w drugiej opcji. Hybryda oferowana jest tylko z wersją Rivoli (z ładowarką bezprzewodową czy wszystkomającymi fotelami) i to już kwota 254 900 zł. Na razie nie wiadomo, jak będzie wyglądać finansowanie dla firm, ale przedstawiciele importera twierdzą, że będzie to kwota wynosząca ok. 1500 zł miesięcznie.