Do oglądania, kupienia i uratowania. Blisko 900 klasyków zjechało na Retro Motor Show do Poznania

W dniach 28-30.11.2022 teren Międzynarodowych Targów Poznańskich był idealnym miejscem, by odbyć podróż w czasie. Do Poznania zjechało blisko 900 klasycznych pojazdów, które zajęły aż 6 hal o łącznej powierzchni ponad 35 tys. m2. Przez trzy dni imprezy przewinęło się tu blisko 30 tys. osób. A wśród nich ja.

Tegoroczne Retro Motor Show było wyjątkowo obfite, a oryginalność i różnorodność okazów sprawiała, że każdy mógł znaleźć tu coś dla siebie — zaczynając od stref z autami zza Żelaznej Kurtyny, przez filmowe egzemplarze, stanowisko wystawowe Klubu Zabytkowych Mercedesów, automobilklubów z różnych obszarów aż po strefę militarną, strażacką czy... rolniczą.

Ku mojemu zaskoczeniu, niezwykle ciekawa była właśnie ta ostatnia. I to nie tylko z uwagi na fakt, że wśród eksponatów stało porsche diesel standard star 219, ale także ze względu na liczne egzemplarze starych ursusów. Niekoniecznie popularnego C-330. Największe wrażenie zrobił C-45 z szerokimi, stalowymi kołami. Wyobraźcie sobie, że za napęd odpowiadał jednocylindrowy silnik dwusuwowy o pojemności aż 10,3 litra.

Na uwagę zasługiwał także strażacki magirus deutz 150 d10 z 1967 r., który od 1998 r. należy do OSP w Zakrzewie w powiecie złotowskim i do dziś wyjeżdża na akcje ratownicze. Na przestrzeni lat został doposażony o odpowiedni sprzęt i jak widać, nigdy nie zawiódł.

Jeśli lubicie mieć "pełną kontrolę nad autem", z pewnością zainteresowałby was najstarszy pojazd na targach, który pochodził z 1906 r. Było nim renault type AX, które posiada aż 75 proc. oryginalnych części, a silnik o pojemności 1060 cm3 generuje 8 KM. Ot, kawałek prawdziwej motoryzacji za "jedyne" 180 tys. zł.

Nie był to zresztą jedyny pojazd wystawiony na sprzedaż. Wśród ogroma klasyków z lat 70., 80., 90. oraz początku XXI wieku, nie zabrakło także aut, które może jeszcze niekoniecznie są klasykami (jak np. mercedes C63 AMG W204 czy BMW M5 E60), ale za kilka lat bez wątpienia taki status zyskają.

Ale prawdziwym zaskoczeniem było renault megane z 2006 r. Trochę wyglądało to, jakby ktoś z odwiedzających pomylił parkingi. Okazało się jednak, że egzemplarz jest praktycznie nowy, a jego licznik wskazuje jedynie 263 km. Cena? 48,9 tys. zł za samochód z benzynowym 1.4.

Można pomyśleć - "auto jakich setki tysięcy, nic szczególnego, nikt się nim nie zainteresuje". Tymczasem za wycieraczką już leżała kartka, że renault zostało zarezerwowane. Zaskoczeni?

Ciekawą ekspozycję przygotowało także Porsche Club Poland, które prosto ze stuttgarckiego muzeum przyprowadziło kilka prototypów 928 w nietypowych wariantach.

Wśród nich było nie tylko cabrio, czy niedoszły przodek Panamery i Taycana Sport Turismo, który zyskał dopisek H50, ale także samochód badawczy z 1982 r., który wygląda niczym interpretacja Porsche dotyczącą "Powrotu do przyszłości". Tymczasem służył on do pomiaru hałasu zewnętrznego.

Choć nie należę do fanów francuskich aut, to moją uwagę przyciągnęło także sąsiednie stoisko Citroena, które obfitowało nie tylko w traction avanty, ale także najróżniejsze wariacje na temat 2CV - od pick-upa, aż po kit-cary lomax i burton. Choć wyglądają bojowo, oba napędzane są przez 29-konne silniki o pojemności 0,6 litra. Co ciekawe, burtona można dziś jeszcze kupić jako zestaw do samodzielnego złożenia za uczciwe 4,5 tys. euro.

Także fani polskiej motoryzacji mieli na czym zawiesić oko. Poza improwizowanym targiem rodem z PRL Poznań odwiedziły również bardziej dystyngowane modele w postaci polskich fiatów 508 i 518. Ciekawym "rodzynkiem" był także 125p long w wersji kombi, a smaczku dodawał napis "Unikat" na tylnej klapie, umieszczony tuż pod wizerunkiem jamnika.

Do aut wartych uwagi z pewnością zaliczyłbym jeszcze BMW 328 na stoisku Classicauto, którym Sobiesław Zasada w 1952 r. wygrał rajd uliczny w Lublinie. Naprawdę było na czym zawiesić oko. Nieopodal wspomnianego BMW stał z pewnością mniej wykwintny, ale także niespotykany pojazd — mianowicie biagini passo, który był niczym innym, jak terenową wersją volkswagena golfa I cabrio.

Włosi wzięli za bazę pierwszego golfa bez dachu, by posadzić go na szczudłach i wyposażyć w napęd na cztery koła. Ot, protoplasta produkowanego od 1990 r. przez Volkswagena Golfa II Country. Passo powstało w nakładzie zaledwie 65 sztuk, a ta wystawiona na targach wymaga jeszcze dużo opieki.

Dla mnie autem targów nie było jednak żadne z wyżej wymienionych. Choć szczególnie BMW 328 zasługuje na nie lada uwagę oraz podziw, moje serce skradła lancia thema 8.32. Fascynowała mnie od dawna, ale zobaczenie jej na żywo podkręciło atmosferę. Cóż w niej wyjątkowego?

To nic innego jak włoski sedan wyposażony w V8 od Ferrari. Pikanterii dodaje fakt, że niedawno miałem okazję poznać wspomniane serce, ale w nadwoziu Ferrari 308 GTS. Któż inny, jak nie Włosi ze swoją namiętnością mogli wpaść na pomysł, by budowę szybkiego i luksusowego sedana oprzeć o silnik z Ferrari.

W lancii został on jednak nieco uspokojony, bo generował 215 KM. To wystarczyło jednak, by osiągnąć setkę w 6,7 s i zakończyć rozpędzanie przy 240 km/h. To niewiele gorsze osiągi, niż zapewniało BMW M5 E34. Na pokładzie nie zabrakło też regulacji twardości zawieszenia, elektrycznego sterowania foteli (w tym zagłówków) czy obszycia dosłownie wszystkiego skórą — od całej deski rozdzielczej, po każdy najmniejszy element. Całość uzupełniała bogata obecność drewna.

Wnętrze to zresztą osobny rozdział luksusu w iście włoskim stylu. Jest dużo wskaźników, szerokie i niezwykle wygodne fotele czy cienka, ale genialnie leżąca w dłoniach kierownica. A awaryjność? Cóż, Lancia jako marka nie jest tu wzorem do naśladowania, ale właściciel nie tylko sprowadził ten egzemplarz samodzielnie na kołach z Wielkiej Brytanii do Polski, ale nie narzekał też na kapryśność auta.

W themie 8.32 cenię fakt, że jadąc nią przez miasto czy parkując na parkingu nie obskoczy was tłum gapiów. Dla postronnych osób to zwykły sedan, któremu właściciel pewnie dla szpanu dokleił znaczek Ferrari na błotniku. Ale on bynajmniej nie jest na pokaz. Pikanterii dodaje także wysuwany z tylnej klapy spojler, który zajmuje mniej miejsca, niż się spodziewałem. Samochód ten również był na sprzedaż i to za nieprzesadzoną moim zdaniem kwotę 148 tys. zł.

Retro Motor Show nie kręciło się zresztą wyłącznie wokół aut. To także klimatyczna muzyka czy ludzie ubrani zgodnie z trendami minionych dekad. Wszystko razem wzięte nadawało imprezie niepowtarzalnego charakteru. Zresztą zobaczcie sami w galerii poniżej.