DiRT 4: strzał w dziesiątkę
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ostatni raz grałem na konsoli w grę samochodową przy okazji testu Project Cars i tą produkcją byłem zachwycony. Cieszę się, że gdy po tak długim czasie znów wziąłem do ręki pada, mogłem cieszyć się jeszcze bardziej.
Jestem miłośnikiem rajdów samochodowych i dlatego do DiRT 4… podszedłem dość sceptycznie. Inne produkcje niż WRC nie miały dla mnie sensu z prostego powodu – brak licencji FIA. No ale cóż, swoje zrobić musiałem. Odpaliłem więc nowego Dirta i nie do końca znając jeszcze menu, trafiłem do akademii. Już na samym wstępie wychwyciłem takie drobne wpadki językowe jak ”wyścigi rajdowe”, które zdarzają się lektorowi tłumaczącemu podstawy.
W ogromnym ośrodku treningowym ze wszelkimi możliwymi rodzajami nawierzchni, przeszkodami i dużą, wolną przestrzenią, bawiłem się jakieś 30 minut i nie miałem chęci tej zabawy kończyć, choć nie było żadnej rywalizacji. Tym bardziej że szybko nauczyłem się podstaw rajdowego kunsztu oraz kilku technik, m.in. fińskiego wahadła – rzeczy znanej mi z teorii. Dopiero w tej grze opanowałem ją i zrozumiałem dobrze, o co chodzi.
Transfer masy to temat niezwykle istotny w tej grze, tak samo jak w realnej jeździe i samo to już świadczy o klasie DiRT-a. Realizm zachowania samochodu w stosunku do tego, co robimy z gazem, hamulcem i kierownicą jest niewiarygodny. Nie chodzi o to, że jest to trudny symulator, ale wszystko zgadza się z tym, czego można doświadczyć w życiu. Auto zachowuje się tak, jak się tego spodziewasz, jeżeli miałeś okazję prowadzić naprawdę szybko.
Poszedłem nawet o krok dalej i na drugi dzień wyjechałem na znaną mi szutrową drogę, by sprawdzić, czy rzeczywiście działa to dokładnie tak samo. Tak, działa, aż zdarzało mi się powtarzać za Zygzakiem McQueenem z kreskówki "Auta": „kręcisz w lewo, jedziesz w prawo – niezła akcja, spróbowałem, to rzeczywiście prawda!”.
Po zabawach w stylu Gymkhany w trybie akademii i zniszczeniu kilkunastu samochodów, postanowiłem przystąpić do jakichś zawodów, ale od razu przyznam, że nie uruchamiałem trybu kariery, który jest niejako sednem każdej tego typu gry – dla mnie zawsze nieistotnym. Nie zrobiłem tego z braku czasu, a też nie chciałem, by była to kolejna recenzja, jakich w internecie znajdziecie bez liku. Skupiłem się na samych zawodach, pojazdach i prowadzeniu.
To nie do końca gra rajdowa
Niestety zawiedziony będzie każdy, kto szuka w grze DiRT WRC, czyli Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Świata. Nie znajdziecie tu prawdziwych nazwisk, samochodów (chodzi o malowania) oraz odcinków specjalnych. Spotkacie natomiast różne klasy rajdówek, w tym dość ciekawe pojazdy historyczne, od poczciwego Mini Coopera, poprzez popularne w latach 80. tylnonapędówki, takie jak BMW M3, kit-cary z lat 90. jak Peugeot 306 Maxi, a na Grupie B kończąc.
Swój pierwszy rajd zaliczyłem Peugeotem 205 GTI w wyścigu historycznym, gdyż w tym modelu jestem zakochany. Mocna i lekka ośka prowadzi się przejmie i dość łatwo. Jednak przesiadka na tylny napęd w Oplu Asconie od razu daje do zrozumienia, że nie jest to gra, w której podstawowym przyciskiem będzie ten od gazu. Z drugiej strony trzeba mieć znakomite wyczucie w palcu, by operować gazem na tyle dobrze, żeby nie wypaść z szutrowej trasy. Warto wrócić do akademii i potrenować jazdę na limicie z tylnym napędem.
Przejażdżka B-grupowym Audi quattro to już nie przelewki. Niesamowite przyspieszenie, kiepska trakcja i twarde zawieszenie dają w kość. Pomimo napędu na cztery koła trzeba naprawdę oszczędzać gaz.
Mitsubishi Lancer Evo X w specyfikacji N-grupowej pokazał, jak bardzo różni się auto współczesne od tego z lat 80. Dobra przyczepność, świetny balans oraz znakomita praca zawieszenia pozwalają od razu na płynny i bezproblemowy przejazd dość długich odcinków specjalnych.
A propos odcinków, można je sobie samodzielnie dobierać, tworząc własny rajd. Wybieramy długość i stopień skomplikowania. Muszę przyznać, że nie jest to głupi pomysł w praktyce. Tak samo jak tworzenie kalendarza innych zawodów, do których teraz przejdę.
Dirt zaczyna się tam, gdzie kończą klasyczne rajdy
Po krótkiej przygodzie w rajdach, postanowiłem sprawdzić amerykańskie buggy typu Pro Truck w widowiskowych zawodach, przypominających nieco nasz europejski rallycross. Niespecjalnie interesowałem się tą dyscypliną. Potworne pojazdy z silnikami o mocy 900 KM przyspieszają jak rajdówki grupy B, a skręcają dość niechętnie. Za to bardzo wysoko latają i dostarczają nie lada rozrywki.
Nie tylko widzom. Ja miałem wielki ubaw i muszę przyznać, że za sterem takiego pick-upa czułem się lepiej niż w rajdówce. Jazda tymi bestiami jest o tyle wymagająca, że jakieś 20-30 proc. trasy pokonuje się w locie. Co ważne, sposób jazdy wynagradza ostrożność i niekiedy lepiej przyhamować na prostej, ale przed kolejną hopką, niż wylądować zbyt późno przed zakrętem. Tylko nabrałem apetytu na rallycross. I tu jest nasza wisienka na torcie!
DiRT 4 ma licencję FIA na tę dyscyplinę. Prawdziwe samochody, zespoły, klasy, a także nazwiska kierowców. Znane z relacji tory, odpowiadające układowi rzeczywistemu i co zawsze było dla mnie najważniejsze – realizm zawodów.
Mam na myśli rozgrywkę zgodną z tą rzeczywistą. Kwalifikacje, ćwierćfinały, półfinały i finał. Prawdziwe punkty i co tu dużo mówić – rozrywka na najwyższym poziomie. Co ważne – można się tak rozbić, że po prostu kończycie jazdę. Jeden strzał w drzewo czy bandę i komentator mówi, że tym autem już nie pojedziecie.
Moim zdaniem DiRT 4 to przede wszystkim gra o rallycrossie. Możecie poczuć, jak jeździ się po nawierzchni mieszanej i jak szybko trzeba technikę jazdy zmieniać. Planujecie taktykę z Jocker Lap i macie wszystko co najlepsze – mieszankę wyścigu i rajdu. Jeżeli jesteście fanami tego sportu, to na pewno DiRT 4 jest dla was. Jeżeli nie, to tym bardziej, bo zobaczycie, dlaczego warto się interesować rallycrossem.
Dirt 4: dużo powyżej oczekiwań
Uważam tę grę za najlepszą samochodówkę, w jaką grałem kiedykolwiek. DiRT o tyle zaskoczył, że nie oczekiwałem od tej produkcji zbyt wiele.
To wspaniała zręcznościówka, zbliżona maksymalnie do symulacji ze wzorowo skonstruowanym modelem jazdy, pozwalającym osobie, która ma pojęcie o prowadzeniu auta po prostu usiąść i jechać, a nie trenować kilka dni, by zacząć normalnie jeździć. Jest grą, którą można włączyć na godzinkę czy dwie i bawić się, a nie denerwować. Rozegrać ciekawe zawody i wracać do niej za każdym razem z tym samym apetytem.
Jeżeli nie chce wam się ścigać, możecie trenować technikę jazdy i nauczyć się czegoś, co być może przyda wam się w świecie rzeczywistym. Ewentualnie zabawić w Kena Blocka i opracować widowiskowy przejazd po ogromnym placu treningowym.
Można oczywiście ubolewać nad tym, że DiRT 4 nie daje nam prawdziwego smaku WRC, ale spójrzmy prawdzie w oczy – dzisiejsze WRC przy rallycrossie jest po prostu nudne. Mówię to jako osoba, która zakochała się w rajdach dokładnie 20 lat temu i dziś nie ubolewa nad tym, lecz przyznaje otwarcie, że FIA Rallycross RX to zdecydowanie ciekawszy sport motorowy. Tak jak DiRT 4 jest ciekawsze niż produkcje spod znaku WRC.
- Znakomity model jazdy
- Można bez problemy grać na padzie
- Wzorowe odwzorowanie zawodów rallycrossowych
- Ładny model zniszczeń
- Tryb Akademii
- Drobne wpadki w tłumaczeniu i niewyraźna mowa lektora, np. prawa (zakręt) i brama
- Trochę za mało tras
- Brak nazwiska gracza na aucie