Debiut polskiego zespołu w Le Mans. Rozmawiamy z kierowcą Kubą Śmiechowskim
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tegoroczna edycja 24-godzinnego wyścigu Le Mans będzie wyjątkowa dla polskich kibiców, ponieważ po raz pierwszy w historii pojedzie w nim zespół reprezentujący barwy naszego kraju. Jednym z trzech kierowców Inter Europol Competition będzie Kuba Śmiechowski. Z Le Mans opowiada nam o swojej drodze do tego startu i stanie polskiego motorsportu.
Le Mans to najpopularniejsze i największe wydarzenie wyścigowe na świecie. Trwający okrągłą dobę klasyk w tym roku zostanie rozegrany już po raz 87. Do tegorocznej edycji przystępują aż 62 samochody podzielone na cztery klasy. Ich zmagania będzie obserwować na trzynastokilometrowej pętli pod Le Mans ponad ćwierć miliona kibiców. Przed telewizorami – nawet sto milionów widzów z całego świata.
Start w tym prestiżowym wyścigu stanowi cel wielu kierowców i zespołów. Polakom póki co udawało się dotrzeć do niego bardzo rzadko. W latach 1932 i 1933 dwukrotnie startował tu w Bugatti znany przedwojenny polski kierowca wyścigowy, mający francuskie obywatelstwo hrabia Stanisław Czaykowski. W obydwu przypadkach nie udało mu się jednak pokonać trudów długiej próby. W 1972 roku do wyścigu został zgłoszony mający polskie korzenie Jean Daniel Jakubowski, ale do samego startu nie przystąpił. Najwięcej osiągnął tu Jakub Giermaziak, który w 2015 roku z zespołem JMW Motorsport dowiózł Ferrari 458 do siódmego miejsca w swojej klasie.
Poprawienie tej statystyki było w ostatnich latach celem wielu projektów, zespołów i sportowców, ale we wszystkich przypadkach kończyło się tylko na zapowiedziach. W tym roku jednak Polska może pochwalić się w końcu swoim pierwszym zespołem startującym w Le Mans. Sponsorowany przez podwarszawskiego producenta pieczywa Inter Europol Competition Team od kilku lat osiągał znaczące sukcesy. Największym było wygranie w tym roku serii Asian Le Mans. To otworzyło zespołowi drogę do startu w kultowym 24h Le Mans.
To przełomowe dla historii polskiego motorsportu wydarzenie nastąpi w weekend 15-16 czerwca 2019 r.. Od środy 12 czerwca na torze trwają już treningi i pierwsze bloki kwalifikacyjne. Wśród trzech zawodników, którzy będą ścigali się w barwach zespołu Inter Europol Competition, jest też jeden Polak: 27-letni Kuba Śmiechowski. Swoich wypowiedzi udziela mi już z padoku podczas przygotowań do wejścia do bolidu. Polski zespół startuje prototypem Ligier JS P217 w wysokiej klasie LMP2 z numerem startowym 34.
Mateusz Żuchowski: Można powiedzieć, że twoja droga do dzisiejszego dnia trwała czternaście lat, połowę twojego życia.
Kuba Śmiechowski: Urodziłem się w roku 1991, a od 2005 startowałem w kartingu. W 2009 roku zdobyłem tytuł Mistrza Polski w kategorii KF2. Potem przyszły sukcesy w formułach. Awansowałem kolejno do różnych Formuł Renault, Formuły 3 i GP2. Od 2016 roku jeżdżę bolidami LMP3. W zeszłym roku zdobyłem z zespołem Inter Europol Competition tytuł wicemistrza europejskiej serii wyścigów długodystansowych ELMS.
Czy start w Le Mans był tym celem, o którym przez ten czas myślałeś?
Tak. W seriach przygotowujących do Le Mans nasz zespół startuje już czwarty rok. Tak naprawdę byliśmy jedynym polskim zespołem, który miał szansę na start w Le Mans. By to zrobić, trzeba nie tylko brać udział w określonych seriach wyścigowych, ale i je wygrywać. My wygraliśmy w Asian Le Mans Series. Wejście do 24h Le Mans było celem, do którego przez ten czas dążyliśmy. Po to spędziliśmy kilka miesięcy w Azji. Być może nie mieliśmy w planach osiągnąć tego celu aż tak szybko, celowaliśmy bardziej w przyszły rok, ale skoro pojawiła się okazja, to nie mogliśmy z niej nie skorzystać!
Skąd pomysł akurat na Le Mans? Jest wiele dróg rozwoju dla kierowców wyścigowych, a ta wydaje mi się szczególnie trudna i raczej niszowa.
W 2015 roku szukaliśmy kierunku do dalszego rozwoju zespołu. Pojawiła się szansa przetestowania prototypu LMP. Wyścigi długodystansowe to bardzo ciekawa dla mnie dyscyplina. To zupełnie inny typ rywalizacji niż sprinty. Zrobiliśmy parę testów, samochód mi się spodobał, i skupiliśmy się na realizacji wyników w tym kierunku.
Samochód, którym jedziesz w 24h Le Mans, to Ligier JS P217. W świecie motorsportu to dobrze znana konstrukcja, ale przeciętnemu Kowalskiemu ani jego nazwa, ani nawet klasa, w której startuje, tak naprawdę nic nie mówią.
Prototypy klasy LMP nie są konstrukcjami opartymi na samochodach drogowych, tak jak jadące razem z nami w Le Mans auta klas GT. Jest to projekt od podstaw zbudowany do osiągania wyników na torze. W uproszczeniu można powiedzieć, że prototypy LMP są jak bolidy Formuły 1, tylko z zabudowanymi kołami i kokpitem. Posiadają bardzo rozwiniętą aerodynamikę, ultra-sztywną ramę z włókna węglowego i ważą tylko 930 kg. To wszystko sprawia, że na prostej podczas tego wyścigu będziemy osiągali prędkości w okolicach 340 km/h. Na zakrętach przeciążenia dochodzą do 3,5 g, co oznacza, że moje ciało musi walczyć co chwila z ciężarem wielokrotnie większym niż normalnie. Prototypy te wyróżniają się także bardzo wysoką skutecznością hamowania, przez co rozpoczęcie hamowania następuje bardzo późno, co także wiąże się z dużymi przeciążeniami.
Oglądając Le Mans ze swojej wygodnej kanapy widzowie nie mają pojęcia, przez co przechodzą zawodnicy w środku aut.
Do takich trudów zdążyłem już przywyknąć. Największym wyzwaniem w Le Mans jest jednak sam czas trwania wyścigu. Nigdy nie jechałem w 24-godzinnej próbie i tak naprawdę nawet ciężko się do niej przygotować inaczej, niż po prostu przeżyć to na własnej skórze. Staram się korzystać z doświadczeń pozostałych kierowców z zespołu. Obydwaj już tutaj startowali. Najtrudniejszym momentem wyścigu będzie noc. Na pewno będę musiał się trochę przespać, ale jeszcze nie wiem do końca, jak to zrobię. Ze dwie – trzy godziny się znajdą. Mamy tak ułożoną strategię, by każdy kierowca miał odpowiedni czas na odpoczynek.
Jaki jest cel zespołu w tym wyścigu?
Naszym celem w tym roku jest przetrwać całe 24 godziny. Proszę wierzyć, że to już wystarczające wyzwanie. Tutaj każdy toczy walkę nie z konkurentami, ale z samym sobą; ze zmęczeniem, swoimi słabościami.
Jakie znaczenie ma dla ciebie ten start?
24h Le Mans to jeden z najbardziej rozpoznawalnych wyścigów na świecie. To absolutny szczyt motorsportu. Jestem szczęśliwy, że mogę przystąpić do niego z polskim zespołem. Że ten start wywalczyliśmy, a nie dostaliśmy w prezencie.
Czujesz się reprezentantem Polski?
Nie tylko ja. Cały zespół jest dumny z tego, że reprezentujemy polskie barwy, które są na naszym aucie. Na nadwoziu mamy też nalepki Polskiego Związku Motorowego, ale zainteresowanie Związku naszym startem było praktycznie zerowe.
Bycie kierowcą wyścigowym w Polsce nie jest łatwe. Jak myślisz, z czego to wynika?
Przede wszystkim z braku zainteresowania. Braku zainteresowania instytucji, które powinny wspierać rozwój, co przekłada się na brak perspektyw na większy rozwój motorsportu w Polsce. To przekłada się na brak zainteresowania kibiców, a to na brak zainteresowania sponsorów.
Co w takim razie może zrobić młody adept motorsportu w Polsce?
Po startach w niższych seriach musi szukać dalszych dróg rozwoju za granicą. Tak było zarówno w moim przypadku, jak i wszystkich tych, którzy coś dotychczas osiągnęli: Roberta Kubicy, Karola Basza czy też Kuby Giermaziaka.