Concorso d'Eleganza Villa d'Este 2023: moje osobiste top 5
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Trochę mi chyba nie wypada. Jury składające się z najwybitniejszych ekspertów oceniło i wybrało spośród ponad 50 samochodów te najwspanialsze. Teraz przychodzę ja i mówię: a ja wolę inne! Zapraszam więc do mojego pokazu arogancji - skorzystam teraz z prawa do innego zdania i nie będę się szczypał.
Zanim przejdę do konkretów, muszę tu nadmienić - kolejność jest przypadkowa. Kiedy zacząłem się zastanawiać nad jednym autem, które miałbym wybrać, jako to najlepsze, nie byłem w stanie podjąć decyzji, bo każde na swój sposób było wyjątkowe. Nawet to top 5 przyprawiło mnie o ból głowy.
Musicie bowiem wiedzieć, że Concorso d'Eleganza Villa d'Este, to prawdziwy festiwal motoryzacyjnej doskonałości. Samochody, zanim w ogóle pojawią się w stawce konkursowej, są starannie selekcjonowane przez zespół ekspertów. Zatem sama obecność przed Villą d'Este, a drugiego dnia przed Villą Erba, jest wybitnym wyróżnieniem.
To właśnie dlatego samodzielne wybranie tych najwspanialszych aut jest dość karkołomne. Przed wami zatem bardzo subiektywne, bolesne top 5 weekendu nad jeziorem Como.
Porsche 917K
Z wielkim trudem powstrzymałem się przed umieszczeniem w tym zestawieniu więcej niż jednego porsche, bo na miejscu były jeszcze m.in. 901 odrestaurowane przez Rufa, 935, 911 GT1 Strassenversion i kilka innych aut, których obecność na miejscu rodziła we mnie skłonności przestępcze, kiedy tylko zaczynałem kalkulować, na ile lat musiałbym się skredytować i które organy sprzedać, żeby wejść w ich posiadanie.
Ostatecznie zabrałbym jednak do domu 917K. Jest to tegoroczny zdobywca Trofeo il Canto del Motore, czyli pucharu za najlepsze brzmienie silnika. Nic dziwnego - jego 4,9-litrowe V12 o kącie rozwarcia 180 stopni jest według mnie w historycznej czołówce w tej materii.
Ten fenomenalny wóz to jednak coś więcej niż tylko spektakularny wygląd i silnik z piekła rodem. Stoi za nim historia wielu zwycięstw, z czego koronę stanowią triumfy w 24-godzinnych gigantach w Le Mans i Daytonie, w obu przypadkach dwa lata z rzędu: w 1970 i 1971.
Egzemplarz, który widzicie na zdjęciach, regularnie odwiedza tory na różnego rodzaju historycznych wydarzeniach. Nie jest to więc garażowa księżniczka.
Bugatti Type 57S Open Two Seater Sports Corsica
Chociaż ten samochód nie wziął udziału w paradzie o własnych siłach, nie przeszkadza mi to w wyróżnieniu go w moim zestawieniu. Bardzo lubię drobne samochody sportowe, więc jego stosunkowo nieduże (szczególnie w porównaniu z sąsiadującymi z nim chryslerem customem imperialem, lancią asturą czy mercedesem 680S) nadwozie prezentowało się według mnie perfekcyjnie.
Ten egzemplarz wystawiony w Klasie B (Pre-War Weekend Racers) pochodzi z roku 1936. Zasilany jest rzędowym, 8-cylindrowym silnikiem o pojemności 3,3 l. Chociaż Type 57 najlepiej znane jest z legendarnej karoserii Atlantic, to nadwozie moim zdaniem jest niewiele mniej eleganckie. Te opływowe kształty powstały, co ciekawe, w firmie karosującej mieszczącej się w Londynie.
Warto na koniec dodać, że chociaż historia tego egzemplarza jest długa - ma on na swoim koncie m.in. wygraną w pierwszym powojennym wyścigu na Silverstone - jest w rękach dopiero trzeciego właściciela. Znaczna część jego podzespołów to nadal elementy oryginalne.
BMW 507
To BMW stało w otoczeniu samych włoskich wspaniałości z otwartymi nadwoziami. A jednak gdybym miał zabrać do domu elegancki kabriolet, to wybrałbym właśnie ten samochód. Być może objawia się tutaj moja słabość do Z8, które inspirowane było właśnie tym modelem.
Auto narysowane przez Albrechta Grafa von Goertza jest niepodważalnie BMW dzięki fantastycznie skomponowanym na płasko nerkom, a jednak ma w sobie też południową lekkość i elegancję. Jest całkowicie odmienne od stojącego nieopodal, spektakularnego, ale mało wytrawnego M1.
Srebrny egzemplarz, który pojawił się pod koniec maja nad jeziorem Como, pochodzi z roku 1959 i jest jednym z 20 ostatnich 507 wyprodukowanych przez BMW.
Lagonda V12 Rapide Drophead Coupe James Young
Motoryzacja lat 30. to moim zdaniem esencja elegancji. Samochody nigdy przedtem nie były tak piękne, bo wcześniej na tak finezyjne krągłości nie pozwalała technika. Nie były też tak subtelne w swej pomnikowości nigdy później, bo zmieniła się moda, zmieniły się potrzeby klientów, więc powłóczyste nadkola musiały odejść w zapomnienie.
By te kształty polubić, trzeba moim zdaniem dojrzeć. Podobnie jak do oliwek i jazzu. To auta z epoki, w której królował detal i wysmakowanie płynące z rzemieślniczo rodzącej się elegancji nadwozi. Gdybym spod Villi d'Este mógł zabrać to swoje top 5, musiałoby się w nim znaleźć też auto typowe w swoich rozmiarach i aparycji dla panującej w latach 30. epoki.
Dlaczego akurat ta lagonda? Bo mimo swoich wielkich rozmiarów nosi w swoim wyglądzie coś delikatnego. Chociaż ma ciężkie, chromowane reflektory i posągowy grill, jej smukłe nadkola czynią ją wręcz zwiewnie subtelną.
Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że pod jej maską pracuje 4,5-litrowe V12 opracowane przez W.O. Bentleya. W sumie Lagond V12 powstało 190, z czego tylko 17 w wersji Rapide, a z nich tylko 2 powstały w wersji Drophead Coupe od Jamesa Younga. To jest jedna z nich.
Ferrari 288 GTO
Teraz uwaga, bo będę bluźnił. Na Concorso d'Eleganza Villa d'Este było Ferrari 250 GTO - piękny egzemplarz z nadwoziem, które jest absolutnym dziełem sztuki powstałym z ręki Giotto Bizzarriniego, pokrytym lakierem Silver Metallic, w konfiguracji identycznej z tą, którą ten 24. wyprodukowany egzemplarz startował w 1963 roku w Le Mans (zajął wtedy 4. miejsce). Było też Ferrari 250 GT Spyder California z 1961, które zdobyło Coppa d'Oro, czyli puchar publiczności tego konkursu elegancji. I nie wybrałem żadnego z nich.
Tutaj odezwał się tkwiący we mnie 10-letni chłopiec, którego ma w sobie każdy facet kochający samochody. Ten 10-letni ja nie jest może najrozsądniejszy, ale wie doskonale, co chciałby mieć na plakacie nad łóżkiem. I on chciałby mieć 288 GTO. I kropka.
Lata 80. to nie był dobry czas dla elegancji w motoryzacji. Wszystko było wtedy raczej kanciaste, bo komputerowo wspomagane projektowanie rozpychające się na salonach nie pozwalało jeszcze na zbyt wielką finezję. A jednak powstało w tamtym czasie kilka wybitnie seksownych konstrukcji.
Argumentem ostatecznym jest dla mnie skrzynia biegów wystająca z tyłu. Jest w tym coś pociągająco wulgarnego, kiedy w tak eleganckim miejscu jak Villa d'Este jeden z samochodów nie boi się i pokazuje spod karoserii trochę za dużo.
Egzemplarz, który tutaj widzicie, to jedno z najlepiej zachowanych Ferrari 288 GTO. Nigdy nie brał udziału w wyścigach, nie brał udziału w żadnej, nawet najmniejszej kolizji, dzięki czemu jest we w pełni oryginalnym stanie.