Były diabelsko szybkie i piekielnie mocne. 5 supersamochodów o których świat zapomniał, choć na to nie zasłużyły
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gdy zapytamy postronne osoby o superauta, z pewnością usłyszymy o takich markach jak Ferrari, Lamborghini czy McLaren. Niektórzy wskażą na pewno jeszcze na Bugatti czy Maserati. To wszystko? Oczywiście, że nie. Historia motoryzacji zna jeszcze szereg innych samochodów, które zasłużyły na odrobinę uwagi i wspomnienie.
Niektóre superauta, mimo silników z niemałą gromadką koni mechanicznych i imponujących osiągów, musiały usunąć się w cień modeli nieco bardziej znanych marek. Wpływ na to miały różne czynniki, od nieznanych producentów przez niewielką liczbę wyprodukowanych aut aż po zbyt wysokie ceny i problemy finansowe samych firm. Czy to znaczy, że nie zasługują na swoje miejsce na ścianie pokoju 8-latka? Bynajmniej.
Ascari KZ1
Ascari KZ1 (skrót od inicjałów założyciela marki Klaasa Zwarta) zadebiutował w 2003 roku. W tym samym czasie, w Hiszpanii, powstał tor Ascari na którym samochód był testowany i dopracowywany. Obłe, ale charakterne kształty zostały podporządkowane aerodynamice, a nad ich formą czuwał Paul Brown, który doświadczenia nabrał podczas pracy przy bolidach F1. Nie przeszkadzało to jednak, by przednie reflektory zaadaptować od… Peugeota 206.
Karoseria z włókna węglowego oparta na monokoku pozwoliła zrzucić zbędne kilogramy – KZ1 ważył tylko ok. 1300 kg. W centralnej części wylądowało znane m.in. z BMW M5 wolnossące, 5-litrowe V8, które po lekkiej kuracji dysponowało mocą 500 KM i maksymalnym momentem obrotowym równym 550 Nm.
Napęd przekazywany był na tył za pośrednictwem 6-biegowej skrzyni ręcznej. Pierwszą setkę KZ1 osiągało w 3,7 s, a prędkość maksymalna oscylowała w okolicy 320 km/h – to lepiej niż oferowany wówczas przez Ferrari model 360. Produkcję, oczywiście ręczną, ograniczono do 50 egzemplarzy.
Lister Storm
Lister do początku lat 90. oprócz budowania wyścigówek zajmował się też przerabianiem jaguarów. To jednak nie wystarczało Brytyjczykom — zapragnęli własnego superauta, które było też rozwijane pod kątem motorsportu.
Jednostkę w Stormie zapożyczono od Jaguara — miała aż 7 litrów pojemności i 12 cylindrów w układzie widlastym. Wbrew ówczesnej modzie, nie zamontowano jej za kierowcą, a z przodu. Co więc jest z tyłu? Dodatkowe 2 miejsca! W swoim czasie Lister Storm był najszybszym, 4-osobowym samochodem.
Przy wadze 1650 kg, 553 KM i 790 Nm katapultowały Storma do 100 km/h w 4,1 s, a wskazówka prędkościomierza zatrzymywała na 333 km/h. Drogowa wersja "burzy" produkowana była przez Brytyjczyków tylko rok. Storm znalazł zaledwie 4 nabywców, a każdy z nich musiał wyłożyć na stół 200 tys. funtów.
Ciekawostka: spójrzcie na tylne lampy od Audi 80 B3. I na lampy Listera. Przypadek? Nie sądzę.
Cizeta (Moroder) V16T
Wiele osób pewnie pomyśli: "co to za lamborghini z dziwnymi lampami?". Choć ostatecznie nie jest to wytwór marki z Sant’Agata Bolognese, niewiele brakowało, żeby tak było. Autorem nadwozia jest Marcello Gandini, który na koncie miał m.in. Miurę czy Countacha. Moroder V16T miał być pierwotnie następcą tego ostatniego, ale ówczesny właściciel Lamborghini, Chrysler, odrzucił projekt Włocha twierdząc, że wymaga poprawek.
Wizję Gandiniego przyjął z otwartymi ramionami Claudio Zampolli, założyciel Cizeta Automobili i były inżynier Lamborghini, który zapragnął budowy własnego superauta. By temu podołać, potrzebował wspólnika — jednym z głównych inwestorów był słynny kompozytor Giorgio Moroder.
Absurdalnie szeroki tył V16T został wymuszony przez niespotykaną jednostkę napędową. Zampolli chciał, by jego dzieło wyróżniało się na tle konkurentów – w Cizecie miało zagościć V16 (z połączenia dwóch V8). I to poprzecznie. Wraz z 5-biegową skrzynią manualną układ napędowy tworzył literę T, która znalazła swoje odzwierciedlenie w nazwie modelu. 64-zaworowa jednostka, z 2 zsynchronizowanymi wałami korbowymi, kręciła się aż do 8 500 obr/min, osiągając moc 550 KM i 540 Nm maksymalnego momentu obrotowego.
Cizeta przyspieszała do 100 km/h w 4,5 s i osiągała 325 km/h. Prototyp przedstawiono w 1988 roku, a sprzedaż rozpoczęła się po 3 latach. Cena Cizety była horrendalnie wysoka, a Moroder przeczuwając marketingową klapę wycofał się z projektu. W sumie powstało ok. 10 egzemplarzy.
Venturi 400 GT
400 GT jest kolejnym przykładem, gdzie niektórzy mogą z dozą niepewności odchylić głowę w bok, mrucząc pod nosem: "coś mi to przypomina". W 2-drzwiowym coupe można dopatrywać się różnych inspiracji – od Ferrari F40, aż po BMW M1. Faktyczne zapożyczenie znajdziemy w tylnych lampach, które pochodzą od BMW serii 3 E21. Venturi 400 GT wyewoluował w 1994 roku ze swojego wyścigowego odpowiednika Trophy, który pojawił się 2 lata wcześniej.
400 GT należy do grona najszybszych aut zaprojektowanych we Francji, a w chwili debiutu należał też do tych najmocniejszych. Co więcej, był to pierwszy samochód, w którym oferowano karbonowo-ceramiczne hamulce. A te miały co zatrzymywać. Za kierowcą zamontowano 3-litrową jednostkę V6 PRV, która dzięki podwójnemu uturbieniu generowała aż 408 KM i 520 Nm. Połączono ją z 5-biegową skrzynią biegów, pochodzącą od… Renault 25.
To wystarczyło by rozpędzić venturi do setki w 4,7 s i osiągnąć 291 km/h. W sumie powstało niespełna 100 egzemplarzy, z czego tylko ok. 15 było dopuszczonych do ruchu. W późniejszym czasie niektóre sztuki były dostosowywane do wyjechania na publiczne drogi.
Mega Monte Carlo
Choć marka Aixam znana jest głównie z produkcji mikrosamochodów, to miała też ciekawe epizody. Jednym z nich było wydzielenie firmy Mega, aby wejść do świata superaut. W projekcie Monte Carlo pomagała firma SERA CD, która swój udział miała też przy Porsche 917.
Podczas Salonu Genewskiego w 1996 roku pokazano pierwszy prototyp. Subtelnie ukształtowane nadwozie z kompozytów węglowych prezentowało się bardzo korzystnie, a płaskie podwozie i dyfuzor miały zadbać o odpowiednie właściwości jezdne.
Centralnie ulokowane 6-litrowe V12 produkowało aż 400 KM. Niektóre źródła podają, że jednostka pochodziła od Lamborghini, jednak bardziej prawdopodobne wydaje się zastosowanie silnika Mercedesa, który zagościł też w poprzedniku. Pierwszą setkę Monte Carlo osiągało w 4,4 sekundy, a przyspieszać przestawało dopiero po osiągnięciu 300 km/h.
Auto nie należało do najtańszych – w ostatnim roku produkcji (1999) kosztowało ok. 1,5 mln franków francuskich (ok. miliona zł). Dokładna liczba egzemplarzy nie jest niestety znana.