Byłem na najpiękniejszym konkursie na świecie. Fuoriconcorso zachwycą się nie tylko fani motoryzacji
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
O ile może się wydawać, że konkursy elegancji to archaizm minionej epoki, od kilku lat przeżywają one swoją drugą młodość. O tym dlaczego tak jest dowiedziałem się podczas wizyty na jednym z największych i najelegantszych spotkań tego typu na świecie: organizowanym raz w roku nad jeziorem Como koło Mediolanu Fuoriconcorso.
Nawet jak na warunki Włoch, gdzie bajkowo piękne miejsca czają się praktycznie za każdym rogiem, Como jest wyjątkowe. Pocztówkowy widok otoczonego zabytkowymi pałacami i zielonymi wzgórzami wąskiego jeziora, na którym odbywa się intensywny ruch drewnianych łodzi i hydroplanów, przyciąga miłośników piękna z całego świata.
Do znanych lokatorów tej okolicy należy George Clooney, Madonna i Donatella Versace, którzy ściągają tu amerykańskich celebrytów i europejskie elity. Tak było od wieków: obecny krajobraz Como ukształtowali książęta, kardynałowie i mieszczanie bogatego Mediolanu, z którego dociera się tutaj obecnie w niecałą godzinę jazdy autostradą.
Idylliczny charakter Como na przestrzeni kolejnych epok z chęcią wykorzystywali architekci i artyści: Leonardo da Vinci wykorzystał je jako tło dla portretu Mona Lisy, a producenci filmów z Jamesem Bondem do jednej z finałowych scen "Casino Royale". Już od blisko stu lat służy on również jako arena jednej najbardziej osobliwych form rywalizacji: konkursom elegancji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zawody w elegancję
Wydarzenia te, które w praktyce bardziej niż konkursami są po prostu wydarzeniami towarzyskimi, swoimi korzeniami sięgają już XVII wieku. Wtedy też mieszkająca w Paryżu arystokracja wpadła na pomysł publicznych pokazów swoich zdobionych karoc w celu ustalenia, kto może pochwalić się własnymi czterema kółkami robiącymi największe wrażenie.
Tradycja ta utrzymała się przez kolejne kilkaset lat i płynnie przeniosła się na samochody - tym bardziej, że początkowo karoserie najbardziej luksusowych automobili były wytwarzane tymi samymi metodami i przez te same firmy, co wcześniej powozów konnych. Na początku XX wieku konkursy elegancji samochodowej dotarły do wielu miejsc na świecie, w tym również do Parku Paderewskiego w Warszawie, gdzie swoje wozy tłumom pokazywali tacy celebryci II RP jak Adolf Dymsza, siostry Halama i Aleksander Żabczyński.
Konkurs elegancji nad jeziorem Como wprowadził się w 1929 r. do czarujących ogrodów Villi d’Este i szybko stał się jednym z najważniejszych i największych wydarzeń tego typu na świecie. Wraz z przejściem producentów samochodów na masowe technologie produkcji i wynikającego z tego kryzysu branży twórców karoserii na indywidualne zamówienie edycja z 1951 r. została przeniesiona przez organizatorów na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Przerwa trwała ponad 40 lat: pierwszy współczesny Concorso d’Eleganza Villa d’Este zorganizowany został w 1995 r., a tak naprawdę na dobre rozkręcił się od momentu wsparcia inicjatywy przez BMW. Przez ostatnie ćwierć wieku niemiecki koncern zbudował z niego fenomen, którego nie uświadczymy nigdzie indziej na całym świecie.
Dzisiaj możemy już mówić o trwającym przez kilka dni całym "festiwalu elegancji", który rozlał się na całe wybrzeże Como. Raz do roku perfekcyjnie utrzymane parki i ogrody, wąskie uliczki między kamienicami, place i luksusowe pałace zalane są absolutnie najprzedniejszymi okazami z całego świata klasycznych samochodów i najnowszych superaut, które cieszą po równi przybywających tu helikopterami czy łodziami miliarderów i celebrytów, masy turystów, jak i młodych fanów motoryzacji, którzy próbują dogonić auta na rowerach i hulajnogach.
Za Fuoriconcorso stoi potężne nazwisko
Obok konkursu przed Villą d’Este, który mimo światowego rozgłosu nie zwiększył swoich rozmiarów i nadal przyjmuje nie więcej niż około 50 samochodów rocznie, ta atmosfera budowana jest przez kolejne zloty i wydarzenia. Jednym z głównych konkurentów imprezy BMW (choć do końca nie można tak tego traktować, bo niemiecka marka również sama się do niego zgłaszała) jest Fuoriconcorso.
Organizowany od sześciu lat nieomal po drugiej stronie ulicy zlot, jak to zwykle na tym świecie niestety bywa, odniósł spektakularny sukces nie przez przypadek. Stoi za nim Guglielmo Miani, dziedzic luksusowego domu mody męskiej Larusmiani, który założył ponad 100 lat temu jego dziadek.
Ten właściciel imperium tekstylnego ma ewidentną słabość do klasyków, które często chętnie stawia w swoich butikach w Mediolanie i Porto Cervo. Z pomocą swojej pasji, fortuny i wpływowych kolegów o podobnych zainteresowaniach zbudował imprezę o prawdziwie światowym znaczeniu w branży kolekcjonerskiej motoryzacji.
Dzisiaj już bez dwóch zdań może mówić o sukcesie tak wizerunkowym, jak i finansowym. Przez weekend kilkadziesiąt okazów motoryzacji w najlepszej formie przyciąga tysiące widzów, mimo że cena dwudniowego biletu sięga 280 euro (równowartość blisko 1200 zł).
O ile początkowo wydawało mi się, że Fuoriconcorso to tylko podróbka konkursu, który odbywa się w Villi d’Este dla tych, którym nie udało się załapać na jej krótką listę wstępu, dzisiaj już patrzę na to inaczej. Obydwie imprezy zamiast ze sobą rywalizować, uzupełniają się. O ile w Villi d’Este stopień oryginalności bezcennych klasyków jest oceniany przez surowych sędziów, Fuoriconcorso ma bardziej nieformalny charakter, gdzie z reguły młodsza publiczność cieszy się po prostu z fajnych samochodów - również tych nowszych i zmodyfikowanych.
Fuoriconcorso 2025 odkrywało piękno wyścigów
W wydarzeniu rozrzuconym wokół kilku renesansowych willi pokazują się nie tylko kolekcjonerzy klasycznych samochodów, ale również sami producenci samochodów, którzy chcą za pośrednictwem Fuoriconcorso pochwalić się swoimi najnowszymi dokonaniami albo historią - lub też jednym i drugim.
Tegoroczna edycja wydarzenia odbyła się pod hasłem "Włoskie samochody wyścigowe". Nic więc dziwnego, że najwięcej miejsca zajęła na nim Alfa Romeo. Prowadzona już przez ponad sto lat o rzut kamieniem stąd marka przywiozła tutaj bogatą kolekcję obrazującą jej sukcesy w sporcie motorowym odniesione na przestrzeni dekad.
Przedwojenny rozdział tej historii obrazowały: jeden z najbardziej utytułowanych bolidów wyścigowych w historii, czyli Alfa Romeo P2 (tutaj w wersji z 1930 r.) oraz jej równolatek w formie większego i również bardzo utytułowanego 6C 1750 Gran Sport w najbardziej uznanej zabudowie wykonanej przez włoskie studio Zagato.
Gwałtowny rozwój wyścigów w latach powojennych obrazowały piękne modele z linii "Tubolare Zagato" oraz młodszy od TZ2 o dekadę, a już wyglądający jak z innego świata prototyp 33 TT12. Stanowił on tło dla najnowszego modelu Alfy Romeo, nawiązującego wprost do rodziny modeli 33 sprzed pół wieku superauta 33 Stradale (więcej o nim w swojej relacji z pierwszych jazd opowiadał niedawno Mariusz Zmysłowski).
Motyw przewodni imprezy kontynuowały pary bolidów z różnych pokoleń innych włoskich stajni wyścigowych: Ferrari F40 GT i 499P, Lancie D24 i LC1, Maserati "Eldorado" i MC12 GT1. Silne reprezentacje wystawiły okoliczne muzea: Galleria Ferrari przywiozła bolidy Formuły 1, Museo Alfa Romeo model 159 z 1951 r., a Narodowe Muzeum Motoryzacji z Turynu - Maserati 250F.
Przeciwwagę dla Włochów starał się zbudować Mercedes, który postarał się o sprowadzenie w jedno miejsce trzech swoich wyjątkowych Srebrnych Strzał z lat 90.: C11, CLK GTR i CLK-LM. Spotkanie to zbiegło się niestety ze smutnym uhonorowaniem niedawno zmarłego zawodnika Mercedesa Jochena Massa.
W to towarzystwo próbowali się wkręcić (z różnym skutkiem) również producenci współczesnych aut o podobnym stopniu ekskluzywności: Koenigsegg, Pagani, Apollo, Gemballa z modelem Marsien, zapowiadająca powrót brytyjska firma Vanwall (mnie nie przekonała) i niemiecka manufaktura rodziny Bovensiepenów, która zdradziła co zamierza robić po sprzedaży ich dobrze znanej marki Alpina.
Bardziej do tych okoliczności pasowały mi projekty mające swoje korzenie we Włoszech: rewelacyjny restomod firmy Kimera, której sukces był mierzony w sporej populacji aut przyprowadzonych na okoliczne drogi przez samych klientów, łączący podwozie współczesnej Giulii Quadrifoglio z klimatem klasycznej Giulii GTA restomod marki Totem, oraz AGTZ Twin Tail, który stanowił już drugi rok z rzędu polski akcent na tej imprezie (projekt kolekcjonerskiego modelu bazującego na Alpine A110 wykonało studio Zagato dla polskiego dealera supersamochodów La Squadra).
Po co to wszystko
Z perspektywy Polski i obecnych burzliwych czasów można oczywiście zastanawiać się, po co ta cała zabawa i zbyć to opinią imprezy mającej nakarmić ego możnych tego świata. Włosi - i to nie tylko organizatorzy - patrzą jednak na to zdecydowanie inaczej: to jeden z wielu ważnych elementów budujących ich kulturę, pozycję na świecie, a przez to też dobrobyt zwykłych obywateli.
W rozmowie ze mną goszcząca tu również włoska dziennikarka uznała, że jej kraj jest nadal światowym punktem odniesienia w branży motoryzacyjnej i w segmencie luksusowym właśnie dzięki takim wydarzeniom jak to. Co - to już moja obserwacja - przynosi włoskiej gospodarce co roku miliardy euro w PKB.
Ale Fuoriconcorso daje Włochom coś jeszcze więcej: obcowanie z ponadczasowym pięknem, lekcję wysokiej kultury i ponadczasowej estetyki. Choć zdawać by się mogło, że takie wartości w naszych czasach już całkiem wyginęły, to nieustannie rosnąca popularność konkursów elegancji mocno dowodzi, że bardzo ich potrzebujemy i mamy co z nich czerpać również na takim zwykłym, ludzkim poziomie.