By wystartować w Barbórce, została kaskaderką. Ganczi mówi, czego potrzebujesz, by spełniać marzenia
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jeszcze kilka lat temu była zwykłą dziewczyną, dla której samochody były tylko odległym zainteresowaniem. Lada moment już po raz kolejny wystartuje w najsłynniejszym polskim rajdzie. Anna Gańczarek-Rał mówi, że marzenia warto realizować, ale ostrzega: lekko nie będzie.
28-letnia zawodniczka już po raz kolejny stanie na starcie Rajdu Barbórka. Z tej okazji wspomniała ciekawą historię o tym, jak zdobyła pieniądze na swój pierwszy start w najsłynniejszym polskim rajdzie, rozgrywanym w Warszawie i okolicach. Jak się okazuje, to cenna życiowa lekcja nie tylko dla osób, które chciałyby zacząć swoją przygodę w rajdach.
Mateusz Żuchowski, Autokult: By zebrać pieniądze na swój rajdowy debiut, zostałaś… kaskaderką. Jak do tego doszło?
Anna Gańczarek-Rał: Startowałam wcześniej w wyścigach płaskich i górskich fiatem cinquecento, ale moim marzeniem był start w rajdzie w czymś mocniejszym. Wybór padł na Warszawską Barbórkę. To dobry rajd na początek, nie prowadzi niebezpiecznymi odcinkami między drzewami. Czasu do startu było bardzo mało, a pieniędzy brak. Było to jesienią 2019 roku. Świat jeszcze nie wiedział o koronawirusie, były za to rajdy i plany filmowe.
Dostałam wtedy propozycję wystąpienia w roli kaskaderki w filmie "Bo we mnie jest seks" o naczelnej skandalistce i seksbombie PRL, Kalinie Jędrusik. Film można już teraz oglądać w kinach. Jest to bliska mi postać, którą uwielbiam i która mnie fascynuje, i z którą łączy mnie pochodzenie. Obydwie urodziłyśmy się w Częstochowie. Nie zastanawiałam się ani chwili.
M.Ż.: Na czym polegało twoje zadanie i na ile niebezpieczne ono było?
A.G.-R.: Nie wyglądało to jak praca z Quentinem Tarantino na planie "Deathproof", gdzie kaskaderki wisiały na rajstopach na masce. Moim zadaniem było pojechanie na zderzenie czołowe zabytkową škodą octavią z lat 60. i uratowanie się przed wypadkiem w ostatniej chwili (w filmie Kalina Jędrusik malowała się w czasie jazdy i zjechała na przeciwległy pas).
Było to moje pierwsze zlecenie tego typu, ale dzięki współpracy z ekipą profesjonalnych kaskaderów i doświadczeniu zebranym z wyścigów sprawdziłam się i dostałam propozycję wystąpienia w scenie pościgu jeszcze tego samego dnia wieczorem dla jednego z polskich seriali. I w ten sposób zarobiłam na swój pierwszy rajd w życiu.
M.Ż.: Czy to był najbardziej szalony sposób w jaki zdobyłaś pieniądze na starty?
A.G.-R.: Nie nazwałabym tego szaleństwem. Z boku wyścigi, rajdy czy wyczyny kaskaderskie mogą wydawać się szalone, ale im bardziej poznaję te światy, tym bardziej widzę, że tu nie ma miejsca na szaleństwa. Wszystko sprowadza się do starannego przygotowania, ustalenia harmonogramu, obliczeń budżetu i uporządkowania wszystkiego, tak by do samej próby podejść w spokoju i skupieniu.
Po epizodzie w scenach filmowych szybko dostałam kolejne, niespodziewane propozycje. Kaskaderzy zaczęli się mnie pytać, czy potrafię się bić, albo czy bym spadła ze schodów. Konsekwentnie ograniczam się tylko do jazdy sportowej. To jest coś, co mi przychodzi łatwo, a nie musi być mocną stroną aktorów. Tymczasem kaskaderek jest mało, brakuje w tym zawodzie dziewczyn w moim wieku i mojej postury – podobnie jak i w rajdach.
M.Ż.: Co jest bardziej niebezpieczne: jazda kaskaderska w filmach czy sportowa w rajdach?
A.G.-R.: Zdecydowanie w rajdach. Mimo tego, co powiedziałam przed chwilą, w rajdach przez cały czas jest znacznie więcej niewiadomych. Ekipy kaskaderskie ograniczają ryzyko w stopniu, którego nie da się osiągnąć w rajdach.
M.Ż.: I to ciekawe, że kaskaderzy jeszcze dostają za to pieniądze, a zawodnicy rajdowi często muszą wydawać swoje własne oszczędności… Ty popisałaś się kreatywnością w zdobyciu pieniędzy na start, a jak inni polscy zawodnicy rajdowi radzą sobie z brakami budżetowymi?
A.G.-R.: Mój pilot Michał Rokita, z którym w tym roku startuję w Barbórce, podpowiada mi, że kolega mu mówił, że brał chwilówkę, żeby wystartować w rajdzie... Codziennością są osoby, które na rajdy poświęcają praktycznie wszystkie swoje zarobki, i jeszcze proszą o pomoc rodzinę. Tak naprawdę wielu zawodników sobie nie radzi ze zdobywaniem budżetów i ich kariery się szybko kończą. Taka jest brutalna prawda.
Ja wychodzę z założenia, że nad budżetem trzeba pracować cały czas. Szukać sponsorów i szukać dla nich wartości dodanej. Era, gdy wystarczyła naklejka na samochodzie, już się skończyła. Jeśli na przykład nie radzą sobie w social mediach, to mogę im zaproponować wspólne stworzenie strategii rozwinięcia marki na określonym obszarze.
M.Ż.: Jesteś dowodem na to, że jak się bardzo chce zrealizować swoje marzenie, to istnieją sposoby, by zrealizować nawet najbardziej ambitny plan. To coś większego niż same rajdy, bo z takiego podejścia każdy może czerpać inspirację. Jaką radę byś dała osobom, które pasjonują się motorsportem i chciałyby spróbować swoich sił, a szerzej – które marzą o tym, żeby rzucić to, co robią, i zająć się w życiu czymś szalonym?
A.G.-R.: Niestety odpowiedź nie będzie pozytywna, ale każdy przed podjęciem takiej decyzji musi to wiedzieć: będzie cholernie trudno. Miałam momenty totalnego załamania, mnóstwo frustracji. Nawet proste pytania o to, czy mam trenera i ile razy w tygodniu trenuję w momencie, gdy na takie podstawowe rzeczy nie ma się środków, trudno się znosi, a słyszy się je codziennie.
Podjęłam tę decyzję ze świadomością, że będę musiała sama zbierać sobie budżet i samemu stwarzać okazje, by jeździć. Pogodziłam się z sytuacjami, w których już dogadany sponsor w ostatniej chwili się wycofał, albo że przyszła pandemia i na kilka miesięcy całkiem zamroziła cały sport. Przeciwności losu i nieoczekiwane zwroty akcji zawsze będą, więc moja rada brzmi: nie można się poddawać po porażce, bo tych przyjdzie jeszcze dużo.
Trzeba samemu stwarzać sobie kolejne szanse i pomagać szczęściu, a nie wmawiać sobie, że mamy niezwykły talent i wszyscy się do nas zgłoszą, a potem obrażać się, że świat jest niesprawiedliwy. Nikt się nigdy sam nie zgłosi, nie zostaniemy mistrzem w pierwszym sezonie. To nie jest amerykański film, to są rajdy – nie wszyscy potrafią rozdzielać te dwa światy.
M.Ż.: Fundusze na start jako kaskaderka zebrałaś dwa lata temu. Jak teraz wygląda Twoja sytuacja, skąd miałaś pieniądze na start w Rajdzie Barbórka w tym roku?
A.G.-R.: Przez ten czas wiele się zmieniło. Pierwszy start w Barbórce był udany, skupiłam się na nauce i przejechałam rajd poprawnie. W tym roku mam nadzieję już przyspieszyć i dostać się do grona najlepszych zawodników na wieczorny odcinek na ulicy Karowej. Przez cały ten sezon mogłam liczyć na wsparcie moich sponsorów: firm VTD, Honda Wyszomirski i Sparco oraz patrona medialnego Autokult.pl.