Biję własny rekord spalania. Ile można wycisnąć z 2.0 TDI w Audi A3?
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
3,3 l/100 km – to mój dotychczasowy rekord zużycia paliwa z auta z napędem konwencjonalnym. Ustanowiłem go w 2015 roku w jaguarze XE z 2-litrowym, 180-konnym dieslem. W tym roku, już po pierwszych kilometrach w nowym audi A3 Sportback ze 150-konnym TDI, czułem, że mogę mieć do czynienia z pretendentem do odebrania tytułu rekordzisty jaguarowi. Jak poszła próba bicia rekordu?
Czy z każdych świateł przyspieszasz z gazem w podłodze? Czy, jeśli masz taką funkcję w swoim aucie, zawsze używasz procedury startu, żeby ruszyć spod domu? Nie, nikt (normalny) tak nie robi. Mimo to najlepsze możliwe przyspieszenie, jakie jest w stanie osiągnąć samochód do 100 km/h lub wyżej, jest bardzo istotnym parametrem. Chociaż w codziennym życiu rzadko zbliżymy się do tych liczb, to sama ich świadomość jest wartościowa. Mówi ona o możliwościach samochodu bardziej niż o tym, jakie wartości osiągniecie na co dzień.
I tak samo jest z tego typu rekordami. Tak jak do prób bicia rekordów prędkości, przyspieszeń, czasów okrążeń, stwarza się warunki możliwie bliskie idealnym, tak i tutaj zrobiłem wszystko, by uzyskać niskie spalanie. W rzeczywistości w trasie diesel tego audi spali nieco więcej. Jeszcze więcej zużyje w mieście. Jednak dopiero sprawdzenie, jak poradzi sobie w odpowiednio przygotowanych warunkach pokazuje, jaki potencjał rzeczywiście drzemie pod maską w kwestii wydajności.
Czy warunki testowe były idealne? Nie do końca. Próbę przeprowadziłem na drogach publicznych, więc nadal uzyskanego wyniku nie można traktować jako minimum dla tego auta. Na torze, we w pełni kontrolowanych warunkach, A3 byłoby w stanie poprawić wynik, który osiągnąłem.
Nie zmienia to faktu, że dołożyłem starań, by zbliżyć się do minimum osiągalnego przez 2.0 TDI. Temperatura była moim sprzymierzeńcem. Około 8-10 stopni na zewnątrz i brak opadów sprawiły, że po wcześniejszym nagrzaniu wnętrza auta mogłem wyłączyć klimatyzację i nawiew ustawić na możliwie neutralną temperaturę, wymagającą jak najmniejszego podgrzewania powietrza.
Do przeprowadzenia próby wybrałem około 40-kilometrową trasę po mało uczęszczanych drogach Mazowsza. To głównie płaskie jak stół pasy asfaltu, przecinające małe miejscowości. Sprzyjały zatem niskie limity prędkości i niemal zerowy ruch. W płynnej jeździe przeszkodziło tylko kilka skrzyżowań i niewielki zator w Tarczynie, przez który musiałem przejechać, by dostać się na drugą stronę trasy nr 7. Nie przeszkodziło mi za to kilku kierowców, według których jazda 50 km/h w zabudowanym to doskonały powód, by poganiać kogoś długimi.
Przełączyłem Drive Select na tryb Efficiency (czyli najbardziej wydajny) i ruszyłem. Celem było 3,2 l/100 km. To oznaczałoby pobicie własnego rekordu, który wynosił 3,3 l/100 km. Z tyłu głowy miałem jednak ambicję, by z przodu wyniku pojawiła się cyfra 2. Żeby uznać wynik, sam narzuciłem sobie dodatkową zasadę. Musi się on pojawić w trakcie jazdy i utrzymać przez minimum 1 km przed rozpoczęciem hamowania.
Spodziewałem się, że będzie to najspokojniejsza jazda od długiego czasu. Z relaksem nie miało to jednak wiele wspólnego. Każdy zakręt, każda niespodzianka pokroju progu zwalniającego przed szkołą, wspomniany już zator w Tarczynie – to wszystko sprawiło, że przez cały czas jechałem skupiony na tym, co dzieje się wokół i nad pracą nóg, niemal tak mocno jak na torze. Tyle tylko, że tutaj wszystko odbywało się w zwolnionym tempie.
Dobrym pomocnikiem był asystent wydajności – zielona kontrolka ze stopą podnoszoną z pedału, która zapala się, gdy auto przewiduje zbliżające się ograniczenie prędkości i elementy infrastruktury drogowej (np. ronda). Jeśli w momencie zapalenia się ikonki zdejmiecie nogę z gazu, auto dojedzie siłą rozpędu np. do punktu wprowadzenia ograniczenia tak, by w momencie jego pojawienia się poruszać się już z prędkością zgodną z przepisami.
W końcu zbliżyłem się do końca trasy. Przez cały czas obserwowałem zegary i już od kilku kilometrów wiedziałem, że wydłużenie drogi nic by nie zmieniło w tych warunkach. Wynik ustabilizował się na poziomie 2,9 l/100 km.
Ta próba pokazała mi trzy rzeczy. Po pierwsze – 2-litrowy diesel w Audi A3 Sportback w połączeniu z automatem jest superoszczędnym wyborem. Jeśli chcecie jeździć bez odwiedzania stacji paliw zbyt często, szczególnie w trasach, tutaj macie duży potencjał do jazdy o kropelce.
Po drugie: hybrydy bardzo mnie rozpieściły. W samochodach wspomaganych napędem elektrycznym, z rekuperacją energii, dużo łatwiej jest oszczędzać. Oczywiście płynna jazda nadal jest ważna, ale hybryda dużo bardziej wybacza błędy i nie karze za nieprzewidzenie niespodzianek. W aucie z napędem konwencjonalnym każde naciśnięcie pedału hamulca to dosłownie spalanie pieniędzy – energia, którą uzyskaliśmy z paliwa, jest w wyniku tarcia przetwarzana na ciepło i już nigdy jej nie odzyskamy.
Po trzecie: tak samo jak nie ma co liczyć na odzyskanie pieniędzy, które puszczamy z dymem w układzie hamulcowym, nie ma co liczyć na to, że w najbliższym czasie na polskich drogach będzie lepiej. Jazda zgodna z przepisami sprawia, że na drodze wcale nie poczujemy się bezpieczniej. Poczujemy się jak intruz. Ale to już temat na osobną historię.